Zdrowie

Zwykli niezwykli lekarze w getcie warszawskim

Jesienią 1940 r. 400 tysięcy osób zostało zamkniętych za bramami getta warszawskiego. Niedobór żywności, środków higieny, leków i szerzące się epidemie tyfusu i duru brzusznego – z tym wszystkim musiała mierzyć się niewielka grupa personelu medycznego, która dysponowała 10 niezaopatrzonymi aptekami i dwoma szpitalami (Szpital Starozakonnych na Czystem i Szpital dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów). Wśród zaledwie 700 lekarzy getta znaleźli się Anna Braude-Hellerowa i Franciszek Raszeja, którym poświęcona została najnowsza wystawa Muzeum Getta Warszawskiego.

Monika Miłosz

09.04.2022

Ilustracja: Aleksandra Ołdak

Anna Braude-Hellerowa

Na świat przyszła w 1888 r. w Warszawie w rodzinie kupca z branży jedwabniczej. Studia medyczne realizowała za granicą – najpierw w Szwajcarii, potem w Berlinie. Do Warszawy wróciła w 1913 r. i szybko znalazła zatrudnienie w Szpitalu Starozakonnych na Czystem (dziś szpital przy ul. Kasprzaka).

Początkowo pracowała na wydziale chorób wewnętrznych, po paru latach została pediatrą. To właśnie najmłodszym mieszkańcom stolicy poświęcała najwięcej uwagi. Była współzałożycielką Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, przy którym założono pierwszą szkołę dla pielęgniarek pediatrycznych, zainicjowała utworzenie placówki leczniczej dla dzieci z gruźlicą – sanatorium w Miedzeszynie, udzielała konsultacji w wielu warszawskich szkołach, a na darmowe wizyty poświęcała kilka godzin dziennie. Jej życzliwość i empatia sprawiły, że powołano ją do prestiżowej Komisji Etyki Zawodowej Zrzeszenia Lekarzy Rzeczypospolitej Polskiej. Ponadto przez wiele lat była aktywna politycznie. Już w trakcie studiów wstąpiła do socjalistycznej partii Bund, dążącej do równouprawnienia Żydów. Swoją działalność partyjną kontynuowała w latach międzywojennych. Pełniła też funkcję radnej miasta Warszawy.

Kto wyżyje, ten wyżyje

Jeszcze przed wybuchem wojny objęła stanowisko lekarza miejscowego w żydowskim Szpitalu Dziecięcym im. Bersohnów i Baumanów (ul. Śliska i Sienna), z którą to placówką związana była najdłużej. Przyczyniła się do jej ponownego otwarcia po gruntownej rozbudowie w 1930 r., została dyrektorem i ordynatorem oddziału niemowlęcego. Od wybuchu wojny dokonywała nadludzkich wysiłków, by utrzymać działalność placówki. W wyniku bombardowania szpital stracił bieżącą wodę. Pracownicy wspominali potem reakcję Hellerowej: „Niemożliwe! Przecież wywieźliśmy chorągiew olbrzymich rozmiarów z czerwonym krzyżem! Operować bez mycia rąk! Kto wyżyje, ten wyżyje!”.

Gdy jesienią 1940 r. szpital znalazł się w obrębie getta, Anna Braude-Hellerowa pozostała na stanowisku. Wraz z całym personelem ofiarnie starała się nieść pomoc małym żydowskim pacjentom. Prowadziła też obserwacyjne badania nad tzw. chorobą głodową. Wyniki tej pracy przetrwały do końca wojny i zostały opublikowane w 1946 r. Po rozpoczęciu przez Niemców latem 1942 r. akcji deportacyjnej szpital Bersohnów i Baumanów został przeniesiony wraz z personelem i pacjentami na ul. Gęsią (do tzw. dużego getta). Hellerowej wielokrotnie proponowano możliwość ukrycia się poza gettem – nie chciała jednak z tego skorzystać.

Lekarka zginęła najprawdopodobniej w trakcie toczącego się wiosną 1943 r. powstania w getcie. Nieweryfikowalne świadectwa wskazują, że śmierć spotkała ją w budynku szpitala przy ul. Gęsiej, jednak ciała nigdy nie odnaleziono. Jej symboliczny nagrobek znajduje się na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej. Pośmiertnie została odznaczona Orderem Virtuti Militarii, a w kwietniu 2001 r. upamiętniona tablicą na elewacji dawnego szpitala Bersohnów i Baumanów.

Hellerowa doczekała się dwójki dzieci. Jeden z jej synów zmarł jeszcze w okresie dziecięcym z powodu zapalenia wyrostka robaczkowego. Wkrótce potem, jeszcze przed wojną, zmarł jej mąż Eleazar Heller. Do tego czasu Anna mieszkała w domu przy ul. Leszno 13, a potem przeniosła się do kamienicy przy ul. Szpitalnej. Jej drugi syn również został lekarzem, ożenił się z lekarką, z którą miał dwie córki. Obie wnuczki Anny mieszkają obecnie w Szwecji.

Franciszek Paweł Raszeja

Urodził się w 1896 r. w Chełmnie (wówczas Cesarstwo Niemieckie) jako jedno z pięciorga dzieci Ignacego i Julianny Raszejów. Po wybuchu pierwszej wojny światowej powołano go do armii niemieckiej i wysłano na front wschodni. Dostał się do niewoli rosyjskiej, przebywał w obozie jenieckim w Taszkiencie i na Uralu, skąd uciekł dopiero w 1917 r. Rok później rozpoczął w Niemczech studia medyczne.

W 1920 r. powrócił już do odrodzonej Polski i uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, służąc w oddziale sanitarnym. Studia medyczne wznowił na Uniwersytecie Jagiellońskim, a dwa lata później przeniósł się na Uniwersytet Poznański i to z tym miastem związał swoją karierę zawodową. Szybko został asystentem Kliniki Ortopedycznej Uniwersytetu Poznańskiego, którą kierował wybitny lekarz prof. Ireneusz Wierzejski, nazywany ojcem polskiej ortopedii. Raszeja, tak jak jego mentor, wyspecjalizował się w ortopedii – stał się m.in. bardzo cenionym specjalistą od stawu kolanowego. W 1928 r. znalazł się wśród założycieli Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego, którego celem było objęcie właściwą opieką osób niepełnosprawnych po wypadkach czy z chorobami kończyn dolnych. W 1931 r. habilitował się, a pięć lat później uzyskał tytuł profesorski.

Przed wojną Raszeja został dyrektorem Szpitala Ubezpieczalni Społecznej w Swarzędzu, który dysponował aż 40 łóżkami, salą operacyjną i pracownią diagnostyczną. Profesor wprowadził w placówce nowoczesne metody leczenia. Dużą rolę zaczęła odgrywać fizykoterapia. Szpital współpracował z Wydziałem Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego, dzięki czemu pod okiem profesora wyszkoliło się wielu młodych adeptów sztuki lekarskiej.

W latach 30. Raszeja zaangażował się w sprzeciw środowiska wykładowców uniwersyteckich wobec praktyki wprowadzania tzw. getta ławkowego dla żydowskich studentów na uczelniach wyższych. Związek Lekarzy Państwa Polskiego, do którego przynależał niemal każdy lekarz, w 1937 r. wprowadził do statutu zapis, wedle którego członkiem ZLPP mógł zostać tylko „lekarz polski, chrześcijanin z urodzenia”. W tym momencie nastąpił rozłam wewnątrz organizacji a Raszeja wraz z 10 innymi naukowcami Uniwersytetu Poznańskiego podpisał protest.

Wraz z wybuchem wojny Raszeja został ostrzeżony przez zaprzyjaźnionego żydowskiego krawca, że Sowieci planują likwidację szpitala i wywózkę jego pracowników w głąb ZSRR. Profesor wraz z rodziną spakowali się i w nocy dotarli furmanką do Warszawy. Zamieszkali przy ul. Śniadeckich, a potem przy ul. Rozbrat 9. W kolejnych tygodniach profesor został skierowany do pracy w Oddziale Chirurgicznym Szpitala PCK przy ul. Smolnej, gdzie miał pełnić rolę ordynatora. Uruchomił oddział ortopedyczny, który pomimo wojny nie przerwał pracy naukowo-badawczej. Od 1941 r. kierował również Poradnią Gruźlicy Kostno-Stawowej w Ośrodku Zdrowia i Opieki m. Warszawy. Z przychodni tej korzystała głównie uboga ludność. Raszeja udzielał też wielu konsultacji w getcie – utworzył nielegalną sieć krwiodawstwa dla Żydów.

Wszystko jedno, kto jest pacjentem

21 lipca 1942 r. udał się z przepustką do getta warszawskiego. Przy ul. Chłodnej miał odwiedzić pacjenta z silnym bólem kręgosłupa (prawdopodobnie był to znany lwowski antykwariusz). Podczas konsultacji do mieszkania wtargnęli gestapowcy, specjalnie przysłani z Lublina w celu przeprowadzenia w kolejnych dniach akcji deportacyjnej Żydów z getta warszawskiego do obozu zagłady w Treblince. W dniu poprzedzającym rozpoczęcie Wielkiej Akcji wiele osób zabrano z mieszkań. Dotyczyło to głównie inteligencji oraz urzędników na wyższych stanowiskach. Najbardziej ucierpiała tego dnia jedna z ulic elity – Chłodna. Tam na lekarzy urządzono prawdziwe polowanie.

Profesor miał w trakcie akcji operować chorego, a zapytany o to, czy wie, że operuje Żyda, odpowiedzieć, że jest mu wszystko jedno, kto jest pacjentem. Wtedy został zamordowany dwoma strzałami w głowę. Wraz z nim zginął jego pacjent. W czasie wojny życie stracili również dwaj jego bracia – ksiądz Maksymilian Raszeja, zamordowany w ramach akcji AB w Tczewie, i Leon Raszeja, pełniący obowiązki prezydenta Torunia, który zginął podczas nalotu na ratusz w Lublinie.

Profesor został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta (1957 r.). Jego imię noszą Szpital Miejski w Poznaniu przy ul. Mickiewicza, osiedle w Chełmnie oraz warszawska ulica na Woli. W 1992 r. w 50. rocznicę jego śmierci w Gdańsku odbył się XXIX Zjazd Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego. W 2000 r. instytut Jad Waszem pośmiertnie uhonorował go tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

O wystawie

Wojnę przeżyło nieco ponad 100 lekarzy z getta. O ich trudnej sytuacji i bohaterskiej postawie opowiada wystawa pt. „Zwykli/Niezwykli lekarze w getcie warszawskim – Anna Braude-Hellerowa i Franciszek Raszeja”. Ekspozycja znajduje się na pl. Grzybowskim, obok kościoła Wszystkich Świętych, i będzie prezentowana do 15 lipca. Wystawa została objęta patronatem ministra kultury i dziedzictwa narodowego oraz ministra zdrowia.

Czytaj Więcej

DADD0FF1-1239-42D0-A3D2-5C01774B8447
If I were a Piekarnia in Warsaw
Ciekawe, czy jako dziecko Jurek umiał grać w chowanego. W końcu jego dzieciństwo nie trwało...
Hutnik_1
Urodziny Dumy Bielan - Hutnik Warszawa obchodzi 65-lecie!
Hutnik Warszawa pierwszy raz rozgrywkach ligowych wystąpił w 1956 roku, w C klasie Warszawskiego...
Zwykli_Niezwykli_IG
Zwykli niezwykli lekarze w getcie warszawskim
Jesienią 1940 r. 400 tysięcy osób zostało zamkniętych za bramami getta warszawskiego. Niedobór...
kto_we_lwowie
Kto we Lwowie karmił wszy?
Epidemia, wojna, Lwów – rok 2022? Poniższa opowieść o bohaterstwie sięga dużo wcześniej,...
ZOLIBORZ
Czym żyje Żoliborz
Ostatnio, jak co noc, zataczam kółka na rowerze po ulicach Żoliborza. Powietrze szybo pozbywa...
LEGIA
Legia dobija dna
To już nie są żarty – Legia obrała kurs na pierwszą ligę i coraz mniej wskazuje to, by miała...
Słowo_na_W
Słowo na W
Nadszedł czternasty dzień lutego, a wraz z nim wątpliwości. Chociaż dzień zakochanych świętuje...
Stomatologia
Strach ma wielkie… zęby
5 marca obchodzimy Światowy Dzień Dentysty. Zachęcamy do jego obchodzenia, a nie udawania,...