Praga
„Praga-Północ ostatnia w rankingu dzielnic Warszawy pod względem zieleni!”. Taki smutny news pojawił się ostatnio w stołecznej przestrzeni medialnej za sprawą jednego z portali nieruchomościowych, który opublikował bardzo ciekawy raport dotyczący zieleni w dzielnicach Warszawy, Poznania i Krakowa. Za warstwę merytoryczną raportu odpowiadali badacze z prawobrzeżnego Uniwersytetu SWPS.
Krzysztof Daukszewicz, Krzysztof Michalski
13.04.2022
Ilustracja: Aleksandra Ołdak
Dzielnice przebadano według trzech kryteriów ilościowych (pokrycie koronami drzew, wskaźnik roślinności, bliskość zieleni urządzonej) oraz jednego jakościowego (badanie ankietowe mieszkańców i mieszkanek dotyczące postrzegania dzielnic pod kątem zieleni miejskiej). Warszawska Praga zaliczyła ostatnie miejsce wśród trzech spośród łącznie czterech wskaźników – przyzwoity wynik uzyskała tylko w zakresie zieleni urządzonej. Niestety nic to nie dało – „Prażka” i tak zamknęła podium, plasując się za Włochami, których znaczną część zajmuje ogromne Lotnisko Chopina, oraz Ursusem, którego 20 procent powierzchni to dziś plac budowy w miejscu po dawnych Zakładach Mechanicznych.
Jak dzielnica znajdująca się nad dzikim brzegiem Wisły mogła osiągnąć tak niski wynik i czy faktycznie na Pradze tak dramatycznie brakuje zieleni? Nie da się ukryć, że na Pradze-Północ kuleje przede wszystkim zieleń przyuliczna. Już tylko historycy pamiętają działania społeczników i urzędników z komitetu plantacyjnego, który w początkach XX wieku zamieniał w zielone aleje takie ulice jak Targowa, Wileńska i Stalowa. Mało kto pamięta też nasadzenia powojenne.
Z biegiem lat zieleni przyulicznej ubywało, a swoiste apogeum tego procesu nastąpiło wraz z budową metra. Z dawnej zielonej Targowej, głównej arterii Pragi, zostało wówczas niewiele. Choć jeszcze na początku XX wieku ulica ta tonęła w zieleni, obecnie stanowi ruchliwą pseudoobwodnicę mającą po kilka pasów ruchu w każdym kierunku. Z dorodnych szpalerów dębów posadzonych jeszcze przed I wojną światową ostało się tylko kilka sztuk. Wraz z budową metra stan części z nich jeszcze się pogorszył, a ulicę odtworzono w standardzie „miejskiej autostrady” wbrew obiekcjom mieszkańców.
Na szczęście powoli się to zmienia – dzięki inicjatywom takim jak „Targowa dla ludzi” czy „Zielona Targowa” stołeczny ratusz sukcesywnie zazielenia najważniejszą ulicę Pragi, na razie nie naruszając jednak status quo podziału przestrzeni. O ile po wschodniej stronie ulicy na chodniku pojawiły się nowe pasy zieleni, o tyle po stronie zachodniej władze rozkładają ręce – chodniki są za wąskie, a zabranie jednego pasa ruchu pod zieleń nie wchodzi w grę.
Targowa to jednak tylko jeden z przykładów pozbawionych zieleni ulic. Bezmiarem betonu nadal straszą takie ulice jak Okrzei, Mała i Brzeska – na ostatniej z nich, między ulicą Ząbkowską a Kijowską, nie ma ani jednego drzewa czy choćby kawałka pasa zieleni. I to mimo nakazu nasadzenia szpaleru drzew, który wprost wynika z zapisów miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Konsekwentnie odrzucane są projekty do Budżetu Obywatelskiego składane m.in. przez członków naszego stowarzyszenia Porozumienie dla Pragi, mające na celu zmianę tego stanu – priorytety władz dzielnicy są jednoznaczne: jak najwięcej miejsc parkingowych, nawet jeżeli mają one świecić pustkami.
Taki stan praskich ulic to niestety smutna konsekwencja sprowadzania ulic do funkcji wyłącznie transportowej, która na Pradze-Północ trwa nieprzerwanie co najmniej od lat 70. XX wieku. Władze dzielnicy nie są zainteresowane zmianą tego stanu, ale także władzom miasta trzeba przypominać o zieleni. Przykładem niech będzie ulica Kijowska, na której nowym fragmencie oddanym do użytku jesienią 2017 roku nie przewidziano szpaleru drzew mimo szerokiego pasa zieleni przyulicznej. Dopiero po kilku latach starań okolicznych mieszkańców – w tym autorów tekstu – Zarząd Zieleni m.st. Warszawy zaczął dosadzać w tym miejscu klony polne.
To, że mieszkańcy dzielnicy chcą zieleni, jest więcej niż pewne – widać to zarówno po wynikach badań ich potrzeb, jak i po zwycięskich projektach do Budżetu Obywatelskiego. Wystarczy wspomnieć nowe skwery przy ul. Kępnej na Starej Pradze czy ul. Kotsisa na Golędzinowie, tuż obok kolonii Śliwice, zazielenianie ul. Radzymińskiej czy skwery kieszonkowe powstające na pustych działkach pomiędzy kamienicami. A już w tym roku dołączy do nich kolejny zieleniec na rogu ulic Szwedzkiej i Strzeleckiej. To jednak kropla w morzu.
Najbardziej dobitnym przykładem tego, że na Pradze trzeba walczyć o każdy skrawek zieleni, były protesty w obronie znajdującego się na samym krańcu Szmulek parku Michałowskiego, gdy okazało się, że plany ratusza obejmują poprowadzenie ul. Kijowskiej przez środek terenu zielonego. Z inicjatywy Praskiego Stowarzyszenia Mieszkańców „Michałów” setki mieszkańców ruszyły protestować przeciwko budowie. Przeciwnu takiemu przebiegowi ulicy byli także ówcześni radni i zarząd dzielnicy.
Scenariusz ten powtórzył się, gdy mieszkańcy (m.in. pobliskiego osiedla Panieńska) wystąpili w obronie 100 drzew, które Zarząd Oczyszczania Miasta planował wyciąć w parku Praskim, nie zamierzając przy tym wykonać nasadzeń zastępczych. Ostatecznie po długiej walce udało się ograniczyć skalę wycinki.
Mniej drzew wycięto także w parku Michałowskim, choć pod toporami i tak zniknęło 40 procent całkowitej jego powierzchni. Nie znaczy to jednak, że protesty poszły na marne, bo w ramach kompensacji środowiskowych park oraz pobliski skwer im. Michała i Marii Radziwiłłów zostały poddane gruntownej rewitalizacji, a okolica zyskała niedostępny wcześniej zieleniec – jordanek przy Otwockiej, który pod wpływem działań wspomnianego stowarzyszenia Michałów i okolicznych wspólnot mieszkaniowych został wykupiony z rąk salezjanów przez miasto i uratowany przed zabudową (była już wydana decyzja o warunkach zabudowy).
Niestety w wyniku kompensacji nie zmienił się status skweru przy Folwarcznej, który podobnie jak wiele innych zieleńców na Pradze pełni obecnie połowicznie funkcję dzikiego parkingu. O jego zazielenienie również walczyli społecznicy z Michałowa. Władze dzielnicy cały czas myślą o zabudowie tego ostatniego nadającego się na zielony skwer terenu na Szmulkach. Jest jednak szansa, że w przyszłości się to zmieni – tym razem dzięki urzędnikom miasta. Stołeczny samorząd chce bowiem zmienić studium zagospodarowania w okolicy, wykreślić z niego przebiegającą po terenie skweru tzw. Trasę Tysiąclecia i przeznaczyć pod park linearny oraz nową zabudowę mieszkalną.
W projekcie poddanym pod konsultacje widać zakusy na zabudowę działek, na których od kilkudziesięciu lat rosną zdrowe drzewa, ale okoliczni mieszkańcy już szykują się do ich obrony. Czy mają szanse na sukces? Jeszcze niedawno zaciekle bronili przed wycinką drzew na Wybrzeżu Helskim, dzięki czemu uratowali aż 200 drzew z 500 przeznaczonych do wycinki i wywalczyli 500 nowych, sporych sadzonek w ramach kompensacji środowiskowych (wcześniej urzędnicy planowali nasadzenia tylko kilkudziesięciu drzew). Pozostaje mieć nadzieję, że i w tym przypadku się uda.
Interesującą stroną niedoinwestowania praskiej zieleni są powstające co i rusz inicjatywy oddolne. Co prawda na myśl o „miejskiej partyzantce ogrodniczej” do głowy przychodzi raczej obraz młodych hipsterów, którzy po pracy bawią się w zazielenianie miasta, jednak na Pradze-Północ wcale nie byli oni pierwsi. Partyzantka ogrodnicza – tak jak moda na ogródki działkowe – jest w jakimś stopniu odtwarzaniem stylu życia rodziców i dziadków. Stylu życia, który na podwórkach praskich kamienic jest nadal aktywnie kultywowany.
Przykłady? Można je znaleźć w bramach kamienic, np. na tyłach Siedleckiej 29, gdzie mieszkanki prowadzą iście rajski przydomowy ogródek, pełen różnorakich donic, kwiatów, pnącz i warzyw. Wszystko zbudowane jest własnoręcznie, od zera, w ramach hobby i jednoczesnego dbania o przestrzeń dookoła siebie. I za swoje środki. Podobne ogródki można znaleźć w podwórkach na całej Pradze.
Jeżeli brakuje miejsca od podwórza, mieszkańcy zajmują pasy zieleni przyulicznej. Łatwo rozpoznać spontanicznie założone ogródki – choć ogrodzone czym popadnie, to pełne zadbanej i starannie przystrzyżonej roślinności. Jedna z mieszkanek ul. Zachariasza utrzymuje w ten sposób długi na 70 metrów pas bujnej zieleni, który jeszcze 10 lat temu był kiepsko zadbanym trawnikiem.
Niestety przez brak umocowania takich ogródków społecznościowych w prawie, niepewna pozostaje ich przyszłość. Zachowanie ich podczas zbliżających się remontów ulic zależy wyłącznie od dobrej lub złej woli urzędników. Skoro mamy jednak w Polsce społecznych opiekunów zabytków, to może pora na powołanie społecznych opiekunów zieleni? Zwłaszcza że w praktyce już aktywnie działają na rzecz jej ochrony.
Akcje zazieleniania okolicy na Pradze przyjmują różne formy. Oprócz przydomowych i przyulicznych ogródków zdarzają się działania bardziej zaczepne, takie jak społeczne „rozbetonowanie” ulicy Stalowej z 2020 roku, gdy grupa mieszkańców i mieszkanek wraz z działaczami stowarzyszenia Miasto Jest Nasze i Porozumienie dla Pragi oraz praskim radnym Grzegorzem Walkiewiczem usunęli kawałek chodnika i posadzili w jego miejsce rośliny ozdobne.
Trwający kilkadziesiąt minut happening objął fragment, który w projekcie zmian na ulicy i tak był przeznaczony do rozpłytowania, i miał na celu zwrócenie uwagi na to, że „zielona Stalowa” ciągle jest w planach miasta, ale realizacji na horyzoncie nie widać. Podziałało – już pod koniec 2021 roku ulica zmieniła swoje oblicze, zyskując połacie nowej zieleni.
Społecznicy, w tym niżej podpisani, sadzili także rośliny przy zaniedbanym fragmencie ulicy Kawęczyńskiej, budowali ogrodzenia zieleni i odsiewali zniszczone trawniki przy Środkowej, rewitalizowali podwórka na tyłach kamienic przy Łochowskiej. Wszystko to środkami własnymi lub dzięki funduszom od sponsorów.
Nie wszystkie części Pragi-Północ są jednak tak samo bogate (lub ubogie) w zieleń. Podczas gdy Stara Praga i część Nowej Pragi desperacko łakną zieleni, powojenne osiedla wręcz w niej toną. Wrażenie robi zwłaszcza osiedle Praga II i monumentalny kompleks okolic pl. Hallera z centralnie urządzonym zieleńcem oraz zielonymi podwórkami okolicznych socrealistycznych bloków (także często urządzonymi oddolnie przez mieszkańców). Również modernistyczna Praga III nie ma się czego wstydzić – mimo wyraźnie oszczędniejszej w formie architektury bloki są oblane zielenią i pełne otwartych przestrzeni pomiędzy budynkami.
Największym przegranym do tej pory była część osiedla Praga I, gdzie w trakcie budowy metra urządzono na podwórku zaplecze budowy, które po kilku latach zmieniło się w dziki parking. Dzięki Budżetowi Obywatelskiemu i projektowi sygnowanemu przez nasze koleżanki ze stowarzyszenia w zeszłym roku w końcu udało się poprawić przestrzeń i wypchnąć z niej parkujące w błocie samochody.
Zieloną wyspą na Pradze jest także część Szmulek i Michałowa – zwłaszcza okolice bazyliki Najświętszego Serca Jezusowego. Jest tu sporo drzew przyulicznych, skwery i zieleńce. Zmiana następuje mniej więcej na ulicy Korsaka od strony ulicy Ząbkowskiej – im dalej w Kawęczyńską, tym więcej zieleni przy kamienicach i na podwórkach. Problemem pozostają tereny otaczające bloki RSM Praga osiedla Szmulowizna Wschodnia. Tam, przez problemy własnościowe, rozbetonowanie i zazielenianie spoczywa w całości na barkach spółdzielni. Ta chętnie sadziłaby więcej, ale za pieniądze miasta i dzielnicy, które niechętnie podchodzą do finansowania zielonej rewolucji na niepewnych prawnie gruntach.
Części Starej Pragi, Nowej Pragi i Szmulek są faktycznie pełne betonu i jest to konsekwencja dawnej urbanistyki – właśnie tak kiedyś wyglądały miasta. Praga-Północ nie miała szczęścia do modernizacji. Monumentalnie zazieleniona Targowa została po wojnie zmieniona w ściek komunikacyjny, a mniejsze ulice przez lata zaniedbywano, zmieniając chodniki w parkingi. Dzielnicowi urzędnicy zamiast stawiać na zieleń nadal są zachwyceni wizją betonowych modernizacji i brukowania każdego wolnego fragmentu ziemi. Nieco lepiej jest w przypadku stołecznego ratusza, ale żeby skutecznie walczyć o zieleń na Pradze niezbędne jest dalsze uchwalanie planów miejscowych (tylko połowa obszaru dzielnicy jest obecnie objęta Miejscowymi Planami Zagospodarowania Przestrzennego) i konsekwentne realizowanie ich zapisów przez miasto – a to jak na razie co kuleje.
Mimo wszystko jest nadzieja dla praskiej zieleni, ponieważ wraz z budową mostu pieszo-rowerowego ratusz zainteresował się stanem przestrzeni na prawym brzegu. Planowane są zielone przebudowy ulic Okrzei i Ząbkowskiej. Mamy nadzieję, że ta zielona rewolucja będzie się rozlewała dalej – chociażby na Brzeską czy Wileńską – i że Praga wreszcie odbije się z ostatniej pozycji w rankingach.
Krzysztof Daukszewicz, Krzysztof Michalski – Stowarzyszenie „Porozumienie dla Pragi”