Kultura

Za garść ciastek z miodem

Ten tekst zrodził się z miłości do amerykańskiej prerii, chmurnego spojrzenia Clinta Eastwooda i gęstej atmosfery zadymionych saloonów na zapomnianych przez Boga rubieżach Dzikiego Zachodu. Jeżeli słowo „western” przyprawia cię o dreszcze, możesz przewrócić stronę – albo dać szansę pewnej nieoczywistej filmowej opowieści o słodkich wypiekach, przyjaźni i pierwszej krowie w Oregonie.

Kamila Snopek

07.04.2022

Ilustracja: Aleksandra Ołdak

Kiedy wódz Apaczów Winnetou umierał po raz pierwszy, miałam kilka lat i schowałam się w łazience, żeby nikt nie widział, jak płaczę. Literacki świat stworzony przez Karola Maya i jego kolegów po fachu, do którego zaprosili mnie rodzice, zapierająca dech dziewicza Ameryka zaludniona przez Indian, traperów, poszukiwaczy przygód i łotrów wszelkiej maści, była wtedy dla mnie wszystkim i czymś jeszcze więcej.

Później trochę podrosłam i pokochałam kino, a z nim – nie było innej możliwości – na śmierć i życie pokochałam też westerny. „Westerny? Strata czasu” – być może prychacie właśnie pod nosem, wspominając sobotnie popołudnia, w których zapach rosołu mieszał się z wonią prochu z rewolwerów Johna Wayne’a. Tak, westerny. A że święta bez dobrego seansu to wszak czas zmarnowany, pewnego wielkanocnego dnia zasiadłam na swojej mokotowskiej kanapie z kubkiem herbaty w ręce i włączyłam z dawna planowaną „Pierwszą krowę”. Nie mogłam wybrać lepiej.

Samotny piekarz

Wyobraźmy sobie klasycznego bohatera Dzikiego Zachodu, milczącego osobnika w przykurzonym kapeluszu, który bez mrugnięcia okiem kładzie przeciwników jednym strzałem i odjeżdża samotnie w kierunku zachodzącego słońca. A potem nakręćmy film o kimś zupełnie innym. Na przykład o chłopaku, który rozmawia ze zwierzętami i wędruje po Ameryce z ciepłym uśmiechem i marzeniem o własnej piekarni schowanym na dnie serca. Taki właśnie jest Cookie (w tej roli John Magaro), główny bohater obrazu amerykańskiej reżyserki Kelly Reichardt. A jego postać to dopiero pierwszy z wielu elementów, które w tym (anty)westernie ułożono zupełnie na opak.

Sny o ciastkach

Reichardt bierze na warsztat topos amerykańskiego snu, obudowując go scenerią XIX-wiecznego Oregonu. W 1820 roku, jak mówi jeden z bohaterów, do tego kawałka Ameryki „historia wciąż jeszcze nie dotarła”. Ledwie dekadę wcześniej u ujścia rzeki Kolumbia założono tutaj pierwsze stałe osiedle, Fort Astorię; zresztą i dzisiaj stan należy do najmniej zaludnionych. Snucie fantazji o wypiekach pośrodku głuszy, w osadzie składającej się z kilkunastu skleconych z desek szop, lokalnej mordowni, placyku handlowego i domu naczelnika zakrawa na szaleństwo, ale tylko z pozoru. Bo gdy naczelnik faktorii, budząc powszechną sensację, sprowadza pierwszą w regionie mleczną krowę, do Cookiego i jego chińskiego przyjaciela King-Lu (Orion Lee) wreszcie uśmiecha się los. Półlegalna produkcja smakołyków na bazie podkradanego nocami mleka przynosi nadspodziewane zyski, interes kręci się znakomicie – do czasu, gdy wieść o ciastkach dociera do najwyżej postawionych uszu, a przedsiębiorcom zaczyna się palić grunt pod nogami.

Ty druha we mnie masz

Cookie i King-Lu, Żyd i Chińczyk wrzuceni w środek wielkiego procesu tworzenia się Stanów Zjednoczonych, zawiązują bodaj najdziwniejszą przyjaźń w historii portretowania Dzikiego Zachodu. Gdy spotykają się po raz pierwszy, King-Lu kryje się w lesie nagi i wyczerpany po tym, jak napadnięto go i obdarto ze wszystkiego, co posiadał. Przy kolejnej okazji jest już właścicielem własnej chaty i tym razem to on wyciąga rękę do zagubionego chłopaka. Obaj są wyrzutkami, dyskryminowanymi ze względu na swój charakter i pochodzenie w świecie, który rządzi się twardymi zasadami. Łącząc talent Cookiego z ambicją i obrotnością King-Lu, razem próbują wykuć dla siebie nowy los. Czy odnoszą sukces? Tego się tutaj nie dowiecie. Ale na pewno znajdują po drodze towarzysza na dobre, złe i najgorsze.

Smak Londynu

Jakby buntując się przeciw prawidłom gatunku, reżyserka „Pierwszej krowy” tworzy obraz wyjątkowy i czuły. Nie pomija istotnych kwestii społecznych, lecz także nie stara się ich eksponować. O przemocy, nierówności, represjach wobec rdzennej ludności czytamy pomiędzy wierszami. Reichardt zrywa także z tradycyjnym dualizmem, jasnym podziałem na dobrych i złych. Portretuje po prostu ludzi, z ich słabostkami, lękami i tęsknotą. Ta tęsknota, nostalgia zaklęta w ciastkach Cookiego jak w proustowskiej magdalence, przenika zresztą cały obraz i dotyka każdego bohatera z osobna. – Wielkie nieba, co w nich jest? Smakują jak wypieki mojej mamy – wzdycha siwowłosy myśliwy, któremu lekką ręką dałabym siedemdziesiąt wiosen. – Czuję w nich Londyn – wtóruje mu ze wzruszeniem naczelnik faktorii.

Kilka słów o magii

Na poły dziecięce, ujmujące przekonanie, że słodycze i dobra kuchnia mogą mieć moc odmieniania losu, łączy film Reichardt z dwoma innymi, które również bardzo cenię. Mowa o „Uczcie Babette” w reżyserii Gabriela Axela i „Czekoladzie” Lassego Hallströma. Twórcy tkają w nich światy z pogranicza baśni i realizmu, wplatając w nie nić pojawiających się znikąd tajemniczych przybyszów, którzy mącą panujący spokój.

W „Pierwszej krowie” nie znajdziemy wątków fantastycznych. Niezwykłość i poetyckość (cechy nieczęsto spotykane w obrazach z Dzikiego Zachodu, pomijając wyjątki, jak „Slow West” czy „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”) kryją się w szczegółach. Baśniowa jest soczysta kolorystyka natury wybuchającej życiem wokół bohaterów, prezentowana w długich, nieśpiesznych ujęciach Christophera Blauvelta. Baśniowa jest również absurdalna w gruncie rzeczy fabuła. Sam Cookie, lojalny, obdarzony kulinarnymi talentami miłośnik przyrody i spokoju, ma w sobie coś z tolkienowskiego hobbita Samwise’a Gamgee’ego.

Co wyjątkowe, Kelly Reichardt poświęca dużo miejsca sportretowaniu bohaterów budujących tło opowieści – i niepozbawionych zresztą baśniowego groteskowego rysu. Traperzy w futrzanych czapach przepychający się niecierpliwie w kolejce po ciastka, chłopak opiekujący się pisklęciem, indiańskie niemowlę… Kierując na nich światło kamery, reżyserka kreuje wielowarstwową rzeczywistość, która istnieje i rozwija się, i będzie trwać niezależnie od losów pierwszoplanowych postaci. Kreuje świat, któremu wierzę.

Jeszcze nie

Ciastka, uroczy zwierzak (w tej roli, jak mogłabym zapomnieć, pięknooka Eve) i malowniczy portret nietkniętej ludzką ręką Ameryki – nawet one nie uratowałyby „Pierwszej krowy”, gdyby zabrakło w niej najważniejszego: treści. Tej jednak nie brakuje. Czerpiąc z bogatej mitologii Dzikiego Zachodu i odrzucając z niej to, co sprane i przebrzmiałe, Kelly Reichardt buduje autorską, ciepłą, szczerą i świeżą opowieść o przyjaźni i kilku innych ważnych rzeczach. Western is not dead. Jeszcze nie.

Czytaj Więcej

Z_ziemi_mlekiem_i_miodem
Z ziemi mlekiem i miodem płynącej do Polski
Wielkimi krokami zbliża się 19. już edycja Festiwalu Warszawa Singera. W tym roku po raz...
DADD0FF1-1239-42D0-A3D2-5C01774B8447
If I were a Piekarnia in Warsaw
Ciekawe, czy jako dziecko Jurek umiał grać w chowanego. W końcu jego dzieciństwo nie trwało...
590_9983
Grać w chowanego ze śmiercią. "Kryjówki" Natalii Romik
Ciekawe, czy jako dziecko Jurek umiał grać w chowanego. W końcu jego dzieciństwo nie trwało...
matkapolka_1
Matka Polka też człowiek – czyli o tym, że macierzyństwem można być zmęczonym
Są takie dni, kiedy chowam się pod kołdrę, gaszę światło i po prostu płaczę. Mam wtedy ochotę...
Chagall_MNW_fot_Bartosz_Bajerski_Muzeum_Narodowe_w_Warszawie_03
Mit ale zibn finger. Powrót Marca Chagalla do Polski
Wskrzeszony w powieści amerykańskiej pisarki Dary Horn i zapytany o sens swojego dzieła...
PROM_V2
Lato w Promie
Wiosna… Wciąż jeszcze wiosna. Ale już niebawem Ziemia maksymalnie wychyli się w kierunku...
Czlowiek_antykwariat_V2
Rzeka podziemna
Wiadomość, że naukowcy szykują się do odkopania na Żoliborzu rzeki Drny, płynącej niegdyś...
granica
Gdzie jest granica pomocy?
24 lutego, godzina 8.30. Dzwoni budzik. Kolejny zwykły dzień. Wstaję z łóżka, włączam czajnik...