Kultura
11 listopada jak zwykle nie przeszedł bez echa. Opinię publiczną zelektryzowały słowa prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, który z mównicy wezwał zgromadzonych do oceny własnych sił. Patrioci szykują się do heroicznego wysiłku, a będzie nim dźwiganie krużganków i maszerowanie z nimi na Zachód.
Antek Kostrzewa
16.11.2021
Ilustracja: Antek Kostrzewa
Światek warszawskiej architektury nie powinien zostać obojętny na wydarzenia z 11 listopada tego roku. Bynajmniej nie ze względu na ogłoszenie wielkiej inwestycji, która ma powstać w miejscu publicznej szkoły czy też premierę kolejnego betonowego klocka, który jak UFO wyląduje na podhalańskich zboczach górskich wśród pasących się owiec. Ostatnie Święto Niepodległości zostanie zapamiętane z innego powodu – jako dzień, po którym wszystko stoi tam, gdzie stało.
Tego też dnia w debacie publicznej zawrzało z powodu dwóch słów. Oba stały się przedmiotem internetowych i słownych przepychanek, a to dzięki jednemu człowiekowi, który dał się poznać warszawiakom dzięki doskonale nagłośnionemu (tutaj ukłony w stronę ministerstwa kultury) wystąpieniu na pl. Zamkowym, podczas wiecu na rzecz polskiej obecności w Unii. Pierwszym z architektonicznych bytów, którym Robert Bąkiewicz, bo oczywiście o nim mowa, rzucił rękawicę, była tak zwana mała architektura. Drugim, zupełnie niespodziewanie, stał się poczciwy i nikomu dotychczas nie wadzący „krużganek oświaty”.
Mała architektura przeciwko wielkiej sprawie
Zatargi między przedmiotami nieożywionymi, które na co dzień służyły warszawiakom i dzieliły z nimi wspólnie niedolę, a biało-czerwonymi bojownikami o wolność i dobre imię Najświętszej Panienki mają już długą historię. Należy tu wspomnieć o niecnych prowokacjach, jakich w poprzednich latach dopuściły się na uczestników marszu przystanki, płyty chodnikowe, rowery miejskie, kosze na śmieci, latarnie i kwietniki.
Aby nie dopuścić znowu do sytuacji, w której wielu odniesie rany, wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł nakazał „uprzątnięcie wszelkich potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów na trasie pochodu”. Najbardziej niebezpieczne jednostki, takie jak miejskie ławki, na mocy ustawy zostały usunięte z trasy przemarszu jeszcze w nocy poprzedzającej święto. Brak przeciwnika w postaci małej architektury zachwiał dotychczasowym porządkiem rzeczy. Mogę tylko wyobrazić sobie tęsknotę patriotów siusiających w podziemnych przejściach. Tęsknotę tę mógł wyczuć podświadomie sam Bąkiewicz, który w swoim przemówieniu zapytał zgromadzonych, „czy będziemy silnym narodem i państwem, gotowym nieść krużganek oświaty, chrześcijaństwa, cywilizacji łacińskiej na Zachód”.
Ile waży krużganek?
Pytanie o wagę krużganka jest niezwykle zasadnicze w obliczu globalnej katastrofy klimatycznej. Przemysł budowlany według szacunków odpowiada aż za 38 procent światowych emisji dwutlenku węgla. Każdy nowy budynek posiada swój ładunek wcielonego dwutlenku węgla. Sumę wagi tego związku, to, ile zostanie go uwolnione do atmosfery w procesie produkcji, transportu, budowy, użytkowania i w końcu zburzenia budynku, kontrolują rozmaite firmy dysponujące takimi certyfikatami jak BREEAM i LEED. Konstrukcje, które otrzymały takie certyfikaty, potocznie nazywa się zielonymi. W śród nich są między innymi znane warszawiakom poszukującym luksusu w industrialnym wydaniu Centrum Praskie Koneser, przecięty na ukos budynek o charakterystycznej bryle przy ulicy Chmielnej 89 czy też konstruowany właśnie przy rondzie ONZ biurowiec Skysawa. Czy są to budynki zielone? Czy naród zdaje sobie sprawę, że każda inwestycja budowlana ma wpływ na globalny klimat? Czy naród, a szczególnie jego przyszłe pokolenia, będzie miał siłę, aby zaspokoić energetycznie tego rosnącego do niebotycznych rozmiarów handlowo-biurowego szklanego olbrzyma? W pytaniu Bąkiewicza zdają się wybrzmiewać wszystkie te obawy.
Na spacer z królową
Gdybyśmy jednak, mimo hybrydowej wojny zagrażającej nam z każdej strony, zapragnęli wziąć ciężar krużganków na swoje barki, to jakie by to były właściwie krużganki? Gdzie ich szukać? Na właściwą odpowiedź naprowadza sam Bąkiewicz – krużganki należą do oświaty. Najbardziej charakterystyczny ich przykład przypomni sobie każdy, kto uczęszczał kiedykolwiek na wykłady w Głównym Gmachu Politechniki Warszawskiej. To, że możemy dziś podziwiać znajdujące się w nim krużganki oplatające wewnętrzny dziedziniec aż na czterech kondygnacjach, zawdzięczamy wspaniałej i solidnej konstrukcji, dzięki której budynek przetrwał wojnę. Krużganki pozwalają na obserwację ceremonii odbywających się na dziedzińcu i usprawniają przemieszczanie się po budynku, uwznioślają także każde dziejące się w nim wydarzenie. W filmie „Poza zasięgiem” stały się tłem do finałowej sceny, w której wszechstronnie uzdolniony Steven Seagal stacza pojedynek na miecze ze złoczyńcą handlującym ludźmi.
Krużganek to charakterystyczny element budynków oświaty. Ma on w sobie coś z renesansowej wiary w siłę i możliwości ludzkiego rozumu. Umożliwia spacer i prowadzenie rozmowy bez obawy o zmoknięcie czy zabłądzenie, sięgając tym samym do tradycji antycznych greckich akademii, w których wiedzę przekazywano sobie często właśnie podczas spacerów. Daje możliwość obserwacji życia toczącego się między wszystkimi kondygnacjami budynku. Pojawił się także jako praktyczne rozwiązanie w panoptykonie Jeremy’ego Benthama, projekcie idealnego więzienia, w którym miał służyć do sprawowania kontroli nad więźniami. Możliwe, że w związku z tym krużganki pokochali rozmaici władcy Europy, czyniąc je elementem swoich pałaców i rezydencji. Wygląda więc na to, że świat Zachodu z krużgankiem jest za pan brat.
Robercie Bąkiewiczu, czy nie sądzisz, że nasz krużganek oświaty powinien zostać tam, gdzie stoi? Co takiego jest w naszym krużganku, że trzeba go nieść na Zachód? Czy to kwestia nieobecnej tam „cywilizacji łacińskiej”? A kiedy wyniesiesz już krużganek oświaty, tak jak wyniesiono przed tobą kostkę brukową, czym wypełnisz pustkę?
Antek Kostrzewa