Historia

Opozycja bierze miasta, sanacja trzyma władzę. Ostatnie wybory II RP

W połowie lat 30. zepchnięta na polityczny margines opozycja antysanacyjna ogłosiła bojkot fasadowych wyborów parlamentarnych. W warunkach miękkiej dyktatury polem rywalizacji pozostał jednak samorząd. Ostatnie starcie o lokalne rady rozpoczęło się w grudniu 1938 r.

Bartek Wójcik

02.12.2021 

Rysunek: Eryk Lipiński, „Szpilki” nr 45-47 (1938)

Prorządowy Obóz Zjednoczenia Narodowego (OZN, Ozon) wezwał, by samorządowa kampania wyborcza była wolna od akcentów politycznych (sic!) i koncentrowała się na praktycznych propozycjach komitetów. Wymagać tego miała odpowiedzialność za państwo w chwili napiętej sytuacji międzynarodowej. Podobnych apeli wygłaszanych równolegle w celu ataku na opozycję, mimo świadomości zagrożenia, nikt nie traktował poważnie. Chodziło w końcu o jedyne wybory niesprowadzone jeszcze do roli plebiscytu, mierzącego frekwencyjnie poparcie rządu.

„Faszyzm przez Kraków nie przejdzie!” – brzmiało hasło największego kampanijnego wiecu Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). „Przeciw antysemityzmowi! Za czerwoną Łódź!” – wzywały plakaty żydowskiego Bundu. „Pierwszym etapem walki będzie odebranie Żydom praw politycznych!” – zapowiadał stołeczny komitet wyborczy Stronnictwa Narodowego (SN), a propaganda Ozonu, piętnując na zmianę „marksistowskie międzynarodówki”, „żydokomunę” i „endeckich rozbijaczy”, nawoływała do szczerej współpracy i narodowej konsolidacji – jedynej drogi do „podniesienia Polski w górę”.

Dla obozu władzy stawką wyborów było potwierdzenie dominującej pozycji. Przywódcy OZN coraz otwarciej rozważali bowiem rezygnację z nawet tak ograniczonego systemu wielopartyjnego. Głosili, że opozycja właściwie traci rację bytu, a poparcie dla niej otwarcie szacowali na maksymalnie 10 proc. Zwalczające się i praktycznie odcięte od parlamentu za sprawą obowiązującej ordynacji partie opozycyjne w jednym były zgodne – sukces w walce o samorządy stanowić miał pierwszy krok na drodze do zmian. Albo demokratyzacji, postulowanej przez lewicę i nieliczną chadecję, albo też pogłębiania narodowego charakteru państwa, do czego wzywał główny nurt prawicy.

Choć wybory rozplanowane zostały na wiele miesięcy – głosowania miały odbywać się w kolejnych gminach i powiatach aż do końca roku 1939 – kulminacyjnym momentem była niedziela 18 grudnia 1938 r. Do urn ruszyć mieli wtedy mieszkańcy 57 miast, w tym czterech spośród pięciu największych: Warszawy, Łodzi, Krakowa i Poznania.

 

Przegląd sił

Na specjalnych zasadach do wyborów szedł prorządowy OZN. Mimo piłsudczykowskiego rodowodu czerpiący garściami z arsenału endecji, zwłaszcza haseł antyżydowskich. Wyraźnie militarystyczny – na czele obozu stał nie prezes czy przewodniczący, ale szef sztabu – i mimo deklarowanej antypartyjności faktycznie stanowiący partię władzy, dysponował potężnym aparatem propagandowym: licznymi tytułami prasowymi, radiem, Polską Agencją Telegraficzną, ale także instrumentami administracyjnymi – od wpływu na korzystny podział okręgów wyborczych po kontrolę nad cenzurą.

Zgodnie z rzuconym hasłem „odpolitycznienia samorządów” Ozon w wielu miastach oficjalnie nie wystawił własnych list, lecz inspirował tzw. komitety gospodarcze. Firmowały je szyldy akcentujące apartyjność, polskość i techniczny, fachowy charakter. W Gdyni było to przykładowo Chrześcijańskie Zjednoczenie Narodowo-Gospodarcze, w Zamościu – Polski Blok Gospodarczy, a w Inowrocławiu – Narodowy Komitet Zawodowo-Gospodarczy. Propaganda Ozonu na ogół nie oszczędzała narodowców, ale z największym natężeniem atakowała socjalistów i ugrupowania żydowskie, często zbiorczo określając przeciwników „socjał-żydostwem”. Istotnym motywem kampanii OZN była postać marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, kreowanego na wodza i obrońcę narodu.

Na lewej stronie sceny politycznej po wielkim strajku chłopskim z 1937 r. (z rąk policji zginęły co najmniej 42 osoby) przewagę w Stronnictwie Ludowym (SL) zyskiwała partyjna lewica – największą siłą byli ludowcy. Byli zarazem siłą radykalnie antysanacyjną. Domagali się przede wszystkim przywrócenia ustroju demokratycznego, a tym samym właściwego miejsca chłopów w państwie, którego 75 proc. obywateli mieszkało na wsi. Wiejskie gromady stanowiły jednak o wiele trudniejszy teren do rozwinięcia akcji wyborczej. W tej na lewicy znacznie bardziej w oczy rzucała się PPS ze swoją kluczową siłą – liczącymi blisko 400 tys. członków Klasowymi Związkami Zawodowymi.

Także dla socjalistów naczelnym postulatem był powrót do reguł demokratycznych. Jedynego – jak przekonywali – rozwiązania, pozwalającego uniknąć faszyzacji państwa i wyzwolić autentyczną mobilizację społeczną. Z tym wiązali też równe prawa dla mniejszości narodowych. Nadto tradycyjnie już zapowiadali walkę z wielkim kapitałem i bezrobociem. Za najgroźniejszego przeciwnika uznawali nie koniunkturalny, „montowany urzędowo” OZN, ale rosnący w siłę nurt młodych obozu narodowego, otwarcie – choć z zastrzeżeniami – odwołujący się do rozwiązań włoskich, a nawet niemieckich. Radykalizujących się narodowców, określanych nawet „polską odmianą hitleryzmu”, socjaliści atakowali szczególnie. Wspierało ich nieliczne Stronnictwo Demokratyczne (SD), partia lewicowo-liberalnej inteligencji, związanej ze środowiskiem piłsudczykowskim i zawiedzionej nacjonalistycznym kursem utworzonego dwa lata po śmierci Komendanta Ozonu.

W obliczu silnej polaryzacji w politycznym centrum nie pozostało wiele miejsca. Właściwie wypełniało je chadeckie Stronnictwo Pracy (SP), powołane ledwie rok wcześniej i mające stanowić katolicką, ale prodemokratyczną alternatywę dla obozu narodowego. Mocne na Pomorzu i Śląsku, w innych regionach, mimo poparcia części hierarchów kościelnych, pozostawało jednak siłą bardzo słabą. Z dewizą „Prawo – praca – prawda” na sztandarach stronnictwo wzywało do obrony polskiego życia publicznego przed totalizacją, za głównego przeciwnika uznając obóz sanacyjny. Mimo to lokalnie podejmowało współpracę z Ozonem, godząc się na pójście do wyborów w jednym bloku.

Na prawicy hegemonem było SN. Najsilniejsze w Wielkopolsce i na Pomorzu dysponowało poważnymi wpływami w setkach polskich miast. W partii od kilku lat wyraźnie słabła pozycja starszych i umiarkowanych polityków endeckich. Rosły za to akcje tzw. młodych, popieranych przez samego Romana Dmowskiego, radykalnych i otwarcie zapowiadających przejęcie przez obóz narodowy niepodzielnej władzy.

W kampanii SN motywem dominującym była kwestia żydowska. Partia zapowiadała pozbawienie Żydów wpływów politycznych i gospodarczych, a tym samym pomnożenie „polskiego stanu posiadania”. Tu musiała licytować wysoko – przebić należało nie tylko mniej w tej kwestii wiarygodny Ozon, ale także konkurencyjny Obóz Narodowo-Radykalny (ONR), w stolicy oficjalnie idący do wyborów pod efektownym szyldem Narodowego Radykalnego Komitetu Odżydzenia Warszawy. Prócz mniejszości – w województwach zachodnich i północnych tradycyjnie silne były akcenty antyniemieckie – narodowcy atakowali głównie socjalistów, którym zarzucali realizowanie polityki „obcych Polsce międzynarodówek” i rozbijanie jedności narodu „klasową demagogią”. Na ogół uderzali także w „fałszywie narodowy” OZN, choć gdzieniegdzie, w mniejszych miastach, endecja i sanacja dla zrównoważenia wpływów lewicowo-żydowskich poszły do wyborów wspólnie.

Wyborczą mozaikę uzupełniały komitety mniejszości narodowych. Ukraińcy, Niemcy, Białorusini, a także Czesi startowali z własnych list w poszczególnych regionach kraju. Żydzi natomiast, terytorialnie rozproszeni i najlepiej zorganizowani politycznie, stanowili poważną siłę w większości miast i miasteczek Polski centralnej, południowej i wschodniej. Aż 3/4 spośród ponad trzymilionowej społeczności stanowiła ludność miejska. Najsilniejszą partią był tu socjalistyczny Bund, współpracujący z PPS i podzielający jej główne postulaty, ale do wyborów stanął też szereg silnych lokalnie ugrupowań syjonistycznych i konserwatywnych.

 

Starcie

Mimo sięgającego 20 stopni mrozu w miastach, których mieszkańcy ruszyli do urn 18 grudnia 1938 r., bywało gorąco. „Wybory odbyły się w warunkach całkowitego spokoju. W kilku tylko miejscowościach zanotowano drobne incydenty na tle agitacyjnym” – donosił wprawdzie sanacyjny „Kurier Poranny”, ale w rubryce obok, poświęconej przebiegowi wyborów w stolicy, odnotowywał: dwa natarcia bojówek na lokale SN – jeden odparty, drugi zakończony zdemolowaniem siedziby; ostrzelanie agitatorów PPS; pobicie przez socjalistów oenerowskiego kolportera ulotek oraz kilka napadów na Żydów i żydowskie kawiarnie.

Tymczasem napływające z kolejnych miast doniesienia mocno rozmijały się z buńczucznymi zapowiedziami liderów Ozonu. Spośród czterech największych miast ugrupowanie władzy wygrało – a i tu nieznacznie, bez osiągnięcia większości – tylko w stolicy. „Wyniki wyborów samorządowych są niezwłocznie i tendencyjnie omawiane przez prasę opozycyjną. Jest przeto rzeczą konieczną, aby były one należycie oświetlane ze strony OZN i prasy prorządowej” – instruował terenowe struktury szef sztabu Ozonu, pułkownik Zygmunt Wenda. Dyspozycyjne gazety niemal natychmiast przystąpiły do podważania wymowy liczb. Przekonywały, że o rzeczywistych poglądach społeczeństwa świadczą nie wybory samorządowe, ale parlamentarne, do których, mimo bojkotu ogłoszonego przez opozycję, nieco ponad miesiąc wcześniej poszło ponad 67 proc. obywateli.

W powszechnym odczuciu – przyznawały to choćby czołowe tytuły konserwatywne, krakowski „Czas” i wileńskie „Słowo” – sukces w tej kluczowej pod względem prestiżowym odsłonie starcia o samorządy odnieśli socjaliści. PPS, która jeszcze niedawno znajdowała się w głębokim kryzysie – na początku lat 30. liczba opłacających składki członków spadła do zaledwie 12 tys. w skali kraju – zdobyła wraz z ugrupowaniami żydowskimi, co alarmistycznie podkreślała prawicowa i rządowa prasa, wyraźną większość w Łodzi i nieznaczną w Krakowie. Także w Warszawie, w której socjaliści osiągnęli wprawdzie drugi po Ozonie wynik i nie mieli perspektyw zdobycia większości, wspólnie z Bundem i pozostałymi grupami żydowskimi w liczbie zdobytych mandatów nieznacznie wyprzedzali sanację. Narodowcy, choć w stolicy ponieśli klęskę, zdeklasowali listę ozonową w swoim bastionie – Poznaniu. Uzyskali tam aż 52 z 72 miejsc w radzie. Jeśli chodzi o największe miasta, kilka miesięcy później Ozon nieznacznie poprawił złe statystyki we Lwowie, w którym ostatecznie wygrał, o jeden głos wyprzedzając SN. I tam jednak, podobnie jak w Warszawie, o samodzielnej większości nie było mowy.

Miejski sukces rzekomo marginalnej opozycji bynajmniej nie kończył się na „grubej piątce”. W grudniu 1938 r. i kolejnych miesiącach narodowcy wyprzedzili Ozon w Częstochowie, Toruniu i Wilnie, a także wielu mniejszych miastach Wielkopolski i Pomorza. PPS dominowała w ośrodkach przemysłowych. Samodzielną większość zdobyła m.in. w Radomiu, Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Kaliszu i naftowym Borysławiu, a do spółki z żydowskim Bundem choćby w Grodnie, Płocku i Tarnowie. Socjaliści wygrali też w będącej oczkiem w głowie sanacyjnych władz Gdyni – tam jednak do osiągnięcia większości zabrakło wsparcia Bundu. Ozon wyszedł natomiast obronną ręką, choć nigdzie nie zdobył większości, w Białymstoku, Bydgoszczy, Kielcach i Lublinie.

Do połowy czerwca 1939 r. wybory odbyły się w 161 największych polskich miastach. Na niespełna 4 tys. mandatów, o które ubiegały się komitety, PPS zdobyła ich ponad 27 proc. (wspólnie z żydowskim Bundem – 31), OZN – blisko 22 proc., a SN – 17 proc. Dodatkowo prawie 13 proc. uzyskały niesocjalistyczne komitety żydowskie, a nieco ponad 12 proc. – listy Ozonu zblokowane z endecją, chadecją i organizacjami społecznymi. Klęskę poniosło centrowe SP – wybory w autonomicznym województwie śląskim zostały zaplanowane w późniejszym terminie, a w największych miastach innych regionów chadecy samodzielnie zdobyli zaledwie 1,5 proc. miejsc. Podobny wynik osiągnęły listy bezpartyjne, z kolei kandydaci robiącego wiele szumu ONR w skali kraju zdobyli zaledwie sześć mandatów. Komitety mniejszości innych niż żydowska w rywalizacji o największe miasta nie odegrały poważniejszej roli.

Generalny rozrachunek nie był jednak dla opozycji tak pomyślny. Zdecydowały o tym wyniki wyborów w blisko 400 mniejszych miejscowościach, w których szanse podjęcia równej walki z obozem sanacyjnym były ograniczone. Podobnie jak możliwość kontroli samego przebiegu głosowania. W efekcie na prowincji, gdzie wspieranie opozycji wiązało się z większym ryzykiem, wyraźnie zwyciężył Ozon. Dla wzmocnienia efektu propagandowego na jego konto wbrew licznym protestom doliczano także głosy oddane na lokalne listy bezpartyjne. Dominacja obozu rządowego rzucała się w oczy zwłaszcza w miasteczkach kresowych. Tam ludność polska, często stanowiąca mniejszość, i bez dodatkowej presji odruchowo koncentrowała się przy władzy centralnej.

Finalnie w wyborach do wszystkich rad miejskich sanacyjny OZN – przy nienachalnie dyskretnym wsparciu administracji i doliczeniu urobku list niezależnych – zdobył 48 proc. dostępnych mandatów. Drugi w skali kraju wynik, ponad 17 proc., osiągnęły rozdrobnione i zróżnicowane politycznie komitety żydowskie. Niespełna 16 proc. zdobyło SN, a tylko co dziesiąty mandat wzięła PPS. Kolejne miejsca w walce o rady miejskie zajęły komitety ukraińskie – nieco ponad 3 proc. i chadeckie SP – niespełna 2 proc. Pozostałe listy, m.in. mniejszości białoruskiej czy niemieckiej, uzyskały poniżej 1 proc. miejsc.

Ponadto 1,5 proc. mandatów w miastach zdobyło chłopskie SL. Ludowcy, mimo pewnych sukcesów na nietypowym dla siebie odcinku – sensacją było osiągnięcie wraz z PPS większości w uznawanej za bastion prawicy stolicy Tatr, Zakopanem – koncentrowali się jednak na równoległej konfrontacji z obozem władzy o wiejskie rady gromadzkie. Oficjalnie zdobyli tu tylko 10 proc. mandatów w skali kraju, przy czym warunki rywalizacji na wsi były szczególnie trudne – wiele list SL po prostu unieważniono, a głosy oddane na ludowców startujących z uzgodnionych wcześniej wspólnych listy OZN i SL konsekwentnie zaliczano na konto obozu rządowego. W efekcie oficjalnie zdobył on tam aż 57 proc. mandatów, ulegając ludowcom tylko w Małopolsce. Tajemnicą poliszynela pozostawało, że prawdziwe nastroje wsi rysują się nieco inaczej.

 

Wnioski

„Niedzielna lekcja wyborcza była pouczająca, a przez to pożyteczna. Rozwiała ona legendy o rzekomo istniejących potęgach politycznych, wykazała, że takie potęgi w Polsce nie istnieją” – konkludował krakowski „Czas” tuż po grudniowym starciu w 57 miastach. Kolejne miesiące, choć obóz rządowy wyraźnie podbudował propagandowo wyniki – niekiedy wątpliwej proweniencji – z miasteczek i gromad, nie przyniosły tu zasadniczej zmiany. Liczby świadczyły o wysokim zróżnicowaniu politycznym społeczeństwa i podawały w wątpliwość szumne zapowiedzi o zaraniu Polski monopartyjnej. Czy to w wersji sanacyjnej, czy w znacznie dalszym od realizacji wydaniu narodowców.

Niewątpliwą klęską obozu władzy były lepsze wyniki opozycji w większości dużych miast. Przeczyły stawianym publicznie tezom o jej rozkładzie i rosnącej dominacji OZN. A stawały się jeszcze bardziej wymowne po porównaniu z dotychczasowym, korzystniejszym dla sanacji stanem posiadania w samorządach. W warunkach drugiej połowy lat 30. nawet zdobycie przez komitety opozycyjne bezwzględnej większości mandatów nie musiało się jednak wiązać z uzyskaniem realnej kontroli nad magistratem. Wybór prezydenta dokonany przez radnych danego miasta zatwierdzał bowiem – bądź nie – minister spraw wewnętrznych. Z tego instrumentu władza nie wahała się korzystać.

Przy jego użyciu zignorowano choćby wolę poznańskich radnych SN, którzy na prezydenta wybrali znanego lidera lokalnej endecji Stanisława Celichowskiego. Z kolei w Krakowie zablokowano prezydencką nominację Mikołaja Kwaśniewskiego, przywódcy krakowskich struktur SD, wybranego przez PPS i ugrupowania żydowskie. W obu miastach de facto utrzymano zarząd komisaryczny. Podobnie jak w Warszawie, choć tu sytuacja była nieco inna – socjalista Tomasz Arciszewski, późniejszy premier rządu na uchodźstwie, uzyskał wprawdzie większą niż Stefan Starzyński liczbę głosów, niemniej, ze względu na wstrzymanie się narodowców, nie osiągnął wymaganej bezwzględnej większości.

W tym kontekście znaczącą zdobyczą lewicy wspieranej przez mniejszość żydowską było utrzymanie władzy i foteli prezydenckich w trzech ważnych ośrodkach przemysłowych: Łodzi, Sosnowcu i Radomiu. Prócz realnego poparcia socjaliści dysponowali w nich jednak instrumentem, który przemawiał do rządzących bardziej niż dywagacje o demokracji – gotowością do akcji strajkowej.

                                                                   * * *

Ostatnie przed wybuchem wojny wybory wykazały, że opozycja dysponuje w społeczeństwie nie tylko realnymi, ale i rosnącymi wpływami. Mimo to obóz sanacyjny nie zamierzał dopuszczać politycznych przeciwników do współodpowiedzialności za kierowanie państwem i konsekwentnie odrzucał propozycje współpracy. Jeszcze w kwietniu 1939 r. prezydent Ignacy Mościcki przyjął delegację PPS, która złożyła na jego ręce memoriał, oficjalnie poparty także przez pozostałe partie opozycyjne – ludowców, narodowców, demokratów i chadeków. Wzywano do zawieszenia bieżących sporów i wyłonienia, podobnie jak w roku 1920, koalicyjnego Rządu Obrony Narodowej. Bezskutecznie.

Wkrótce role miały się odmienić. Niestety, w tragicznych okolicznościach. Po klęsce z września 1939 r. i eksplozji nastrojów antysanacyjnych to ugrupowania dotychczasowej opozycji przystąpiły do budowy politycznych struktur przyszłego podziemnego państwa. Potępienie i odrzucenie przedwojennego systemu, a także samego obozu władzy, miało stać się jednym z ideowych spoiw konspiracyjnej reprezentacji politycznej  okupowanej Polski.

 

Eryk Lipiński, „Szpilki” nr 45-47 (1938)

Czytaj Więcej

IMG_4460
Festiwal Epok. W poszukiwaniu tożsamości Miasta
Wiosna już uraczyła nas pierwszymi w tym roku ciepłymi nocami, wkrótce oficjalnie nastanie...
METAFORA
Metafory w polityce – między estetyką a groźną bronią
Metafory znamy głównie z nauki szkolnej. Z czasów, kiedy niejednokrotnie głowiliśmy się...
Wakacje_czas_na_plażę_V3
Wakacje. Czas na plażę!
Wiosna już uraczyła nas pierwszymi w tym roku ciepłymi nocami, wkrótce oficjalnie nastanie...
286352713_730388638407832_8768600748769350848_n
Na bezdrożach dawnych Zakładów Mechanicznych w Ursusie
Na południowo-zachodnim krańcu stolicy, w maleńkim Ursusie, na terenach byłych Zakładów...
3_wladza
Wielość władz racją stanu
Już liberalni konserwatyści, pokroju Johna Locke’a, dostrzegali konieczność podziału władzy...
285936264_1047198855893978_3096856249282718170_n
Otwarcie sezonu w Dzielnicy Wisła
Otwarcie sezonu letniego nad Wisłą nastąpiło w weekend 21–22 maja. W tym roku wydarzenie...
14_Wójcik
„Szarości” powojennego podziemia
Instrumentalizacja mitu Żołnierzy Wyklętych w połączeniu z wysoką temperaturą sporu politycznego...
podziekowanie
W podziękowaniu za konstytucję
W Polsce dość powszechne jest zawłaszczanie symboli przez różne grupy życia publicznego,...