Miasta i regiony
Pandemia COVID-19 znacząco zmieniła nasze postrzeganie miast. Zamknięci w czterech ścianach i pozbawieni codziennych dojazdów do centrum zaczęliśmy dostrzegać najbliższe otoczenie naszych domów. I w wielu przypadkach nie były to spostrzeżenia pozytywne.
Jan Goliński
25.01.2022
Ilustracja: Aleksandra Ołdak
Dla dużej części osób miejsce zamieszkania, szczególnie w tak scentralizowanym mieście jak Warszawa, pełni niewiele funkcji prócz bycia „sypialnią”. To potoczne określenie ościennych dzielnic dobrze oddaje ich charakter. Kuszeni niskimi cenami i dobrym dojazdem do centrum miasta decydujemy się na życie w przestrzeni, której jakość pozostawia wiele do życzenia. Godzimy się, bo traktujemy to jako coś oczywistego – przecież i tak pracujemy, robimy zakupy i spotykamy się ze znajomymi w centrum miasta. Ale wcale nie musi tak być. Kiedy rozpoczęła się pandemia, zaczęliśmy spędzać więcej czasu w najbliższym otoczeniu naszego miejsca zamieszkania. Zobaczyliśmy, że brakuje nam przychodni, zieleniaka, kawiarni czy po prostu parku. I zaczęliśmy się rozglądać za alternatywami.
Jedną z nich jest koncepcja miasta 15-minutowego, którą stworzył paryski profesor Carlos Moreno w 2016 r. Wraz z początkiem pandemii koronawirusa zyskała ona ogromną popularność. Jej głównym założeniem jest odejście od centralizacji takich ośrodków życia. Idea zakłada, by z dowolnego punktu miasta można było się dostać w ciągu 15 minut do wszystkich potrzebnych usług i terenów – miejsca pracy, sklepu, przychodni, parku, kawiarni. I to nie samochodem, lecz pieszo albo na rowerze. Koncepcja ma zmniejszać nierówności w dostępie do usług i infrastruktury (w końcu każdy będzie miał wszystko w zasięgu spaceru), a przez to poprawiać jakość życia. Dodatkowo ma ułatwiać funkcjonowanie osobom starszym i z niepełnosprawnościami. Bliskość wszystkich najważniejszych usług pozwoli również zrezygnować z podróży samochodem. Dzięki temu ulice będą atrakcyjniejsze i przyjaźniejsze pieszym, a powietrze czystsze. W mieście 15-minutowym dalekie dojazdy mają być rzadkością. Moreno staje również w opozycji do koncepcji smart city. Jak twierdzi, technologie mogą nam pomóc usprawniać funkcjonowanie miasta, ale nie rozwiążą stworzonych przez nas problemów przestrzennych. Tym musimy zająć się sami – sprawić, aby ulice miast zamiast przypominać autostrady zaczęły być przestrzenią przyjazną do życia. Początkowo koncepcja Moreno była postrzegana jako całkowicie utopijna, ale w 2020 r. zaczęło się o niej robić głośno. Wtedy bowiem, w trakcie lock downu, z dnia na dzień zaczęliśmy żyć w obszarze najbliższym naszemu domowi.
Gdy zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z tego, że koronawirus zostanie z nami na dłużej, o mieście 15-minutowym myślano coraz poważniej. Zauważono w nim szansę odbudowywania miast i lokalnych społeczności. Jeszcze w 2020 r. międzynarodowa koalicja miast C40, walcząca ze zmianami klimatu, zarekomendowała właśnie tę koncepcję jako odpowiednią strategię rozwoju miast po pandemii. W tym samym roku miasto 15-minutowe było jednym z głównych haseł w kampanii wyborczej progresywnej mer Paryża Anne Hidalgo. Była to również pierwsza tak odważna deklaracja chęci dążenia do rozwoju zgodnie z ideą Moreno. Choć pomysł był radykalny i odważny, to przekonał mieszkańców Paryża, którzy zdecydowali się ponownie zaufać kandydatce partii socjalistycznej. Miasta czy dzielnice 15-minutowe powstają również w Austrii i Szwecji. Pomysły takie zaczęły pojawiać się też na innych kontynentach. W Utah w USA planowane jest stworzenie całkowicie nowej dzielnicy, która w całości spełnia założenia Moreno. Zaczęły się nawet pojawiać jeszcze bardziej odważne koncepcje – miasta 5-minutowego, a nawet 1-minutowego. Projekt tego ostatniego powstaje w Sztokholmie. Jak mówią szwedzcy planiści, ma on na celu stworzenie uniwersalnych przestrzeni miejskich (do pracy, spotkań czy rekreacji) w miejscu konwencjonalnych ulic.
Nie musieliśmy czekać długo, aby pomysły stworzenia miast kilkunastominutowych pojawiły się także w Polsce. Jednym z pierwszych okazał się Kraków. W ramach projektu „#blisko”, Polskie Stowarzyszenie Zero Waste zaczęło promować ideę Moreno w krakowskiej Nowej Hucie. Koncepcją zainteresowały się również mniejsze ośrodki. Wielkopolski Pleszew, 17-tysięczne miasto oddalone o 90 km od Poznania, zaczęło reklamować się właśnie jako miasto 15-minutowe. Ma ono zarówno przyciągać młodych, jak i ułatwiać życie starszym.
A gdzie w tym wszystkim Warszawa? Na razie nie słyszy się o pomysłach na rozwijanie koncepcji Moreno w stolicy. A szkoda, bo niewątpliwie rozwój lokalnych centrów byłby pozytywną przemianą. Warszawa w porównaniu do innych europejskich miast (np. Berlina czy Pragi) jest miastem bardzo scentralizowanym. Co ciekawe, w historii stolicy mieliśmy już do czynienia z koncepcją miasta 15-minutowego. Modernistyczne osiedla wznoszone w latach 60. i 70. dzielą pewne elementy z koncepcją Moreno. Zgodnie z ich założeniami w najbliższym otoczeniu osiedla miało być wszystko, czego potrzeba mieszkańcom – szkoła, dom kultury, przychodnia, sklep spożywczy i park. I, oczywiście, to wszystko w pobliżu głównego zakładu pracy. Założenia nie zawsze udawało się zrealizować, często niezbędne punkty usług nie powstawały bądź były szybko zamykane. Mimo tego do dzisiaj na niektórych osiedlach z wielkiej płyty, zwłaszcza w porównaniu z tymi nowoczesnymi, widać spójność ówczesnych projektów.
Spróbujmy obiektywnie ocenić plusy i minusy tego pomysłu. Zalety? Na pewno poprawa dostępności usług i przestrzeni publicznych oraz ogólne podniesienie jakości życia. Dodatkowo zmniejszony ruch samochodowy, a co za tym idzie – mniejsze emisje dwutlenku węgla i zanieczyszczenie. Zaletą jest też zmniejszanie nierówności i ułatwianie funkcjonowania osobom słabszym i starszym.
Mimo wszystkich plusów nie należy jednak popadać w zbytni zachwyt nad koncepcją miasta 15-minutowego. Jej rozwój może się również wiązać z licznymi wadami i zagrożeniami. Choć poszczególne miasta już implementują opisywane zmiany, to nie należy się łudzić, że uda się je wprowadzić w każdym mieście. Ośrodki miejskie są zróżnicowane i niemożliwe jest zastosowanie jednej cudownej receptury, by poprawić ich funkcjonowanie.
Kolejną sprawą są koszty. Wystarczy spojrzeć na miasta, które jako pierwsze zdecydowały się na transformację. Paryż, Wiedeń i Sztokholm to metropolie, którym nie brakuje środków na odważne inwestycje. Koncepcja miasta 15-minutowego to także dobra strategia PR-owa. Może to powodować, że samorządy będą adaptować jej elementy w celach czysto marketingowych. I z czasem z odważnej i złożonej naukowej koncepcji zostanie pusty slogan. Ostatnim aspektem jest potencjalna elitarność takich 15-minutowych miast czy dzielnic. Choć w założeniach koncepcja Moreno ma zmniejszać nierówności, to trudno uwierzyć, że cała metropolia będzie równie dobrze wyposażona we wszystkie usługi. Radykalne zmiany infrastrukturalne (ograniczenie ruchu kołowego czy strefy wyłączone z ruchu) mogą stworzyć efekt niedostępnych (lub trudnodostępnych) z zewnątrz gett luksusu, gdzie wszystkie usługi będą na wyciągnięcie ręki, i dzielnic peryferyjnych – słabo rozwiniętych, z brakami w infrastrukturze i ze złą komunikacją.
Jak faktycznie rozwinie się koncepcja miasta 15-minutowego? Czy stanie się istotnym kierunkiem rozwoju miast, czy tylko chwilową modą? To zależy od wielu czynników. Pewne jest jednak, że stajemy się coraz bardziej świadomi jakości otaczającej nas przestrzeni i tego, czego od niej oczekujemy. A to może wyjść nam tylko na dobre.