Felieton

Matka Polka też człowiek – czyli o tym, że macierzyństwem można być zmęczonym

Są takie dni, kiedy chowam się pod kołdrę, gaszę światło i po prostu płaczę. Mam wtedy ochotę wstać, spakować walizki i nie wrócić. Czuję się sfrustrowana. Przez cały dzień robię coś dla kogoś. Jest mi źle ze sobą, bo bardzo kocham swoje dzieci i nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale potem przychodzi noc, a ja znowu płaczę… Nie lubię się za to. Czuję, jakbym wtedy robiła coś złego.

Martyna Pacholak

09.05.2022 

Ilustracja: Aleksandra Ołdak

Klaudia ma dwadzieścia osiem lat i rocznego synka Mikołaja. Nigdy nie czuła potrzeby posiadania dzieci, ale nie była też ich przeciwniczką, dlatego gdy mąż po dwóch latach od ich ślubu powiedział, że chciałby, aby ich rodzina powiększyła się, dziewczyna nie protestowała. O macierzyństwie nie wiedziała wiele, tyle co z filmów i opowiadań koleżanek, ale myślała, że przecież jakoś to będzie. Jej mama poradziła sobie, będąc samotną matką, to i ona da radę, zwłaszcza że ma obok Piotrka, swojego męża.

Po porodzie kiepsko się czuła. Ciągłe zmęczenie, wahania nastroju, pojawiające się na zmianę płacz ze śmiechem i to krwawienie, które było nieodłącznym elementem połogu. Mikołaj na początku dużo płakał i mało spał. Miał ciągłe kolki, nie chciał jeść, a Klaudia czuła się przez to niewystarczająco dobrą mamą. Piotrek starał się pomagać i być dla niej wsparciem, ale musiał też pracować, więc w domu zjawiał się zazwyczaj dopiero wieczorem. Ona coraz częściej chodziła zła. Zdarzało jej się nawet czasami obwiniać w myślach swojego męża. W końcu to on chciał mieć dziecko, jej na tym nie zależało. Zgodziła się, bo kochała Piotrka, a własna rodzina od zawsze była jego marzeniem.

– Minęło już tyle czasu, a ja nadal jestem wykończona. Tak jakby przez ten rok nic się nie zmieniło, jakbym się niczego nie nauczyła. Kiedyś myślałam, że macierzyństwo z dnia na dzień będzie robiło się coraz łatwiejsze, bo przecież przyzwyczaję się i nauczę obsługi tego malucha, a ja mimo upływu czasu nadal czuję się okropnie. Czasami zdarzają się takie dni, że patrzę na śpiącą w łóżeczku główkę Mikołaja, a jedyne, o czym wtedy myślę, to to, jakby wyglądało nasze życie z Piotrkiem, gdybyśmy rok temu nie zdecydowali się na dziecko. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że kocham swojego synka bezgranicznie i oddałabym mu wszystko, ale gdyby ktoś przyszedł do mnie i dał mi znowu wybór, to wiem, że drugi raz nie zdecydowałabym się na macierzyństwo. Duszę w sobie wszystkie negatywne myśli i emocje. Coraz częściej widzę, że nie umiem sobie z nimi poradzić. Boję się ich, bo mam wrażenie, że robię coś złego. Nie mówię nikomu o tym wszystkim z obawy, że ludzie wezmą mnie za potwora – przyznaje Klaudia.

Słowo prawdy

Kaja na co dzień pracuje w agencji marketingowej. Bardzo lubi swoją pracę. Zajmuje stanowisko team leaderki, czyli zarządza własnym zespołem. Czuje się spełniona i, jak sama mówi, odnalazła swoje miejsce na Ziemi. Za chwilę niestety będzie musiała zrobić sobie dłuższą przerwę. Jest w piątym miesiącu ciąży i idzie na urlop macierzyński. Cieszy się, bo będzie miała drugą córeczkę. Marysię urodziła sześć lat temu i od tamtej pory dziewczynka stała się oczkiem w głowie Kai. Codziennie czytała córce bajki na dobranoc, mimo że ta nic jeszcze nie rozumiała, przytulała ją, gdy mała męczyła się przy kolejnych kolkach, i za każdym razem czuwała przy jej łóżku, kiedy termometr pokazywał stan podgorączkowy. W portfelu Kaja nosi dwa zdjęcia – swojego męża i Marysi. Zawsze chętnie chwali się sukcesami córki. Nazywa ją swoją małą, zdolną bestią.

– Kocham Mańkę nad życie – mówi. Wiele rzeczy mi się w życiu udało, ale córka jest zdecydowanie tym, co wyszło mi najlepiej. Dlatego tak bardzo nie mogę się doczekać, aż pojawi się na świecie siostra Marysi. Wiem, że będzie tak samo fajna jak nasza pierwsza córka, czuję to. Czy się boję? Trochę tak. Na pewno jest mniej obaw niż przy pierwszej ciąży, bo już wiem, co i jak, ale stres jest zawsze… Pamiętam, co czułam, gdy urodziła się Marysia. Nie było tak kolorowo, jak jest teraz. Szczerze? Było wręcz okropnie! Poczułam się rozczarowana i… oszukana. Tak! Oszukana. Inaczej wyobrażałam sobie macierzyństwo. Wszystkie kobiety wokół mnie opowiadały o tym, jaki to jest wspaniały czas i że nie ma nic lepszego. Guzik prawda… To jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Musiałam się odnaleźć w nowej roli, która wcale nie była łatwa. W dodatku nagle wszystko, co do tej pory mogłam robić, przestało być dla mnie możliwe. Nie umiałam się z tym pogodzić przez pierwsze lata życia Mańki. To jej potrzeby się liczyły, ja musiałam zejść na dalszy plan. Ktoś może powiedzieć, że przecież mogłam się tego spodziewać… W końcu to macierzyństwo, a nie wakacje. I tak, mogłam się tego spodziewać, ale to nie oznacza, że ot tak da się rzucić wszystko i bez zająknięcia stać się matką. Musiałam pozwolić sobie na małą, osobistą żałobę po życiu towarzyskim, na co nie byłam gotowa, żeby móc w pełni cieszyć się z macierzyństwa. Ale nikt głośno o takich rzeczach nie powie, bo co to za matka, która wolałaby wyjść ze znajomymi do kina niż zostać z dzieckiem w domu?

Spakować walizki i nie wrócić

Ewelina samotnie wychowuje dziewięcioletniego Kubę i siedmioletnią Hanię. Ojciec dzieci zostawił ich, gdy kobieta była w drugiej ciąży. Ewelinie nie jest łatwo, ale bez niego jest jej jednak lepiej. Nikt się nie czepia, nie obraża i niczego nie wymaga. No może oprócz dzieci, ale to osobna sprawa. One są na innych zasadach. Ewelina każdy swój dzień zaczyna o szóstej rano. Robi śniadanie dla Kuby i Hani, sprawdza ich plecaki, czy na pewno wszystko ze sobą zabrali, a potem odwozi ich na ósmą do szkoły. Sama do pracy ma na dziewiątą. Po ośmiu godzinach wraca do domu, ale po drodze robi jeszcze zakupy na obiad. Dzieci ze szkoły przyprowadza ich babcia. Jak już wszyscy zjedzą, całą trójką siadają do lekcji. Najpierw Kuby, bo z reguły ma ich więcej, a potem Hani. Naukę kończą zazwyczaj o dwudziestej pierwszej, więc trzeba dopilnować jeszcze, żeby się umyli, a później szybka bajka i spać. Czasami Ewelina próbuje zrobić coś dla siebie, ale raczej rzadko ma na to siłę, dlatego jak tylko Kuba i Hania zasną, ona sama kładzie się do łóżka, żeby następnego dnia znowu móc wstać o szóstej.

– Są takie dni, kiedy chowam się pod kołdrę, gaszę światło i po prostu płaczę – przyznaje. Mam wtedy ochotę wstać, spakować walizki i nie wrócić. Czuję się sfrustrowana. Myślałam ostatnio, czy nie zacząć jeździć rowerem do pracy, ale zrezygnowałam. Dojazd metrem do biura zajmuje mi godzinę i to jest jedyny czas, kiedy mogę pobyć sama i poczytać w spokoju książkę. Przez cały dzień robię coś dla kogoś. Jest mi źle ze sobą, bo bardzo kocham swoje dzieci i nie wyobrażam sobie życia bez nich, ale potem przychodzi noc, a ja znowu płaczę… Nie lubię się za to. Czuję, jakbym wtedy robiła coś złego.

Tęsknota za życiem we dwoje

Alicja od najmłodszych lat kochała taniec. W wieku dziesięciu lat poszła na pierwsze zajęcia, a po dwóch latach pojechała z grupą na występ. Od tego czasu zaczęła się jej przygoda z jazzem. Poświęcała swojej pasji każdą wolną chwilę. Gdy jej znajomi z liceum wychodzili w weekendy na imprezy, ona siedziała na sali gimnastycznej i trenowała. Potem poszła na studia, ale nie była z nich zadowolona, bo nie były związane z tańcem. Chciała mieć po prostu papier, więc zaciskała zęby. Na trzecim roku zaszła w nieplanowaną ciążę. Była załamana, bo nie czuła się gotowa na dziecko. Szczerze mówiąc, nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek wcześniej chciała je mieć, ale stało się. Czasu nie można cofnąć, a Alicja nie wyobrażała sobie, żeby ciążę usunąć. Po dziewięciu miesiącach stała się mamą małej Amelki i wspomina, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Szybko wpadła w wir brudnych pieluch, przygotowywania kaszek i wyparzania smoczka. Na początku czuła się naprawdę nieźle jak na kogoś, kto nie chciał mieć dziecka. Dopiero po trzech latach pojawiła się ogromna tęsknota, którą trudno było czymkolwiek wypełnić.

– Siedziałam tego dnia i przeglądałam Facebooka w czasie, gdy Amelka akurat miała drzemkę. Dostałam nagle wiadomość od mojej znajomej, z którą od dawna nie miałam już kontaktu. Wysłała zdjęcie, na którym byłam ja i ona. Uśmiechałyśmy się i robiłyśmy dziwne pozy. To musiał być jeden z naszych wspólnych treningów. Poczułam wtedy dziwne ukłucie w brzuchu i po raz pierwszy od trzech lat zobaczyłam, jak bardzo brakuje mi w moim życiu tańca. Opanowała mnie wtedy ogromna złość. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zadzwoniłam do mamy, ale szybko tego pożałowałam. Potrzebowałam w tamtym momencie wsparcia, a usłyszałam, że jestem teraz matką i nie czas na myślenie o głupotach. Powiedziała, że powinnam skupić się na tym, czego potrzebuje Amelka, a nie na swoich zachciankach. Po tej rozmowie czułam się jeszcze gorzej… Myślałam, że jestem wyrodną matką, bo przez chwilę zapragnęłam wrócić do czasów, gdy nie było mojej córki na świecie, a ja każdą wolną chwilę spędzałam na sali treningowej. Uspokoił mnie dopiero mój chłopak. Wtedy po raz pierwszy wyznał mi, że on też miewa momenty, w których żałuje, że się lepiej nie zabezpieczaliśmy. Kocha naszą córkę i jest dla niej świetnym ojcem, ale nie zdążyliśmy jeszcze przeżyć wszystkiego, o czym marzyliśmy. Czy to, że zdarza nam się tęsknić za życiem tylko we dwoje, sprawia, że jesteśmy złymi rodzicami? Nie wiem… Czasami tak się właśnie czuję – opowiada Alicja.

Dobra matka

W głowach wielu osób wciąż istnieje przekonanie, że dobra matka, to ta, która sama nakarmi, przewinie, umyje, pobawi się i położy spać. Dobra matka to też ta, która zrobi własnoręcznie obiad, a nie poda ze słoiczka, pójdzie na każdą wizytę kontrolną do lekarza, zamiast wysłać tatę i posprząta mieszkanie nawet wtedy, gdy nie przychodzą do niej żadni goście. Dobra matka nie prosi również o pomoc, nie traci cierpliwości, nie denerwuje się, nie płacze, a już na pewno nie krzyczy. W dodatku dobra matka nie potrzebuje czasu dla siebie, nie tęskni za chwilami, kiedy mogła robić, co chciała, i nie zdarzają jej się dni, w których wolałaby spotkać się z koleżankami, niż spędzić kolejny wieczór na czytaniu bajek.

Pamiętam pewną bardzo krótką rozmowę z zupełnie obcą mi kobietą. Jechałyśmy razem windą, a w wózku leżał i płakał jej czteromiesięczny synek. Przeprosiła mnie za to, że chłopczyk jest tak głośny, i żaliła się, że od dwudziestu minut nie może go uspokoić. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam, żeby się nie przejmowała. Przecież to małe dziecko, więc nie mogę denerwować się na to, że płacze. I wtedy ta zupełnie obca mi kobieta wypowiedziała jedno zdanie, które zapadło mi w pamięć, po czym wyszła z windy. „Czasami żałuję, że w ogóle urodziłam”. Zastanawiam się, czy byłam pierwszą osobą, do której powiedziała to na głos. Czułam bijącą od niej frustrację i wiem, że takich kobiet jest dużo. Biorą na siebie cały ciężar związany z wychowaniem dziecka, bo „tak należy” i „tylko tak robią dobre matki”. Nigdy nie narzekają i wszystkie złe myśli dotyczące swoich dzieci chowają jak najgłębiej, żeby nikt przypadkiem się o nich nie dowiedział. A prawdziwa siła nie polega na odkładaniu w kąt swoich potrzeb tylko po to, żeby zaspokoić potrzeby innych. Prawdziwa siła to poproszenie o pomoc, gdy nie dajemy sobie rady. W czasie lotu samolotem, gdy wypadają nagle maski tlenowe, najpierw zakładasz jedną sobie, a dopiero potem pomagasz zrobić to dzieciom lub innym potrzebującym osobom. I nie chodzi o to, że w tamtym momencie ktoś jest bardziej lub mniej ważny. Po prostu żeby móc komuś pomóc, najpierw tę pomoc musisz dać sobie. Tak samo jest z macierzyństwem. Żeby mieć siłę do opieki nad dzieckiem, trzeba w pierwszej kolejności zaopiekować się sobą.

Dlatego, drogie Mamy, pamiętajcie na co dzień o swoim tlenie, czyli odpoczynku. Bez niego nie jesteście w stanie normalnie oddychać. I pamiętajcie, że matka Polka to też człowiek, a macierzyństwem, tak jak wszystkim innym, można być zmęczonym. To, że bywacie bezsilne i sfrustrowane, a jedyną rzeczą, na jaką macie ochotę, jest wyjechanie w miejsce, w którym nikt was nie znajdzie, nie oznacza, że jesteście złymi mamami. To sygnał, że czas o siebie zadbać.

Czytaj Więcej

Z_ziemi_mlekiem_i_miodem
Z ziemi mlekiem i miodem płynącej do Polski
Wielkimi krokami zbliża się 19. już edycja Festiwalu Warszawa Singera. W tym roku po raz...
DADD0FF1-1239-42D0-A3D2-5C01774B8447
If I were a Piekarnia in Warsaw
Ciekawe, czy jako dziecko Jurek umiał grać w chowanego. W końcu jego dzieciństwo nie trwało...
590_9983
Grać w chowanego ze śmiercią. "Kryjówki" Natalii Romik
Ciekawe, czy jako dziecko Jurek umiał grać w chowanego. W końcu jego dzieciństwo nie trwało...
matkapolka_1
Matka Polka też człowiek – czyli o tym, że macierzyństwem można być zmęczonym
Są takie dni, kiedy chowam się pod kołdrę, gaszę światło i po prostu płaczę. Mam wtedy ochotę...
Chagall_MNW_fot_Bartosz_Bajerski_Muzeum_Narodowe_w_Warszawie_03
Mit ale zibn finger. Powrót Marca Chagalla do Polski
Wskrzeszony w powieści amerykańskiej pisarki Dary Horn i zapytany o sens swojego dzieła...
PROM_V2
Lato w Promie
Wiosna… Wciąż jeszcze wiosna. Ale już niebawem Ziemia maksymalnie wychyli się w kierunku...
Czlowiek_antykwariat_V2
Rzeka podziemna
Wiadomość, że naukowcy szykują się do odkopania na Żoliborzu rzeki Drny, płynącej niegdyś...
granica
Gdzie jest granica pomocy?
24 lutego, godzina 8.30. Dzwoni budzik. Kolejny zwykły dzień. Wstaję z łóżka, włączam czajnik...