Korzenie i żyły miasta
Dlaczego przyszedł na świat w Turynie? Dlaczego zamiast łodzi podwodnej w szopie zbudował pierwszą na świecie maszynę do wspomagania długoterminowej prognozy pogody? Dlaczego zaraz po tym, jak zbudował szybki minikomputer, wyjechał hodować świnie i kurczaki na Mazurach? Poznajcie historię Jacka Karpińskiego.
Filip Jegliński
15.12.2021
Ilustracja: Małgorzata Bochniarz-Różańska
Wanda Karpińska spodziewała się dziecka, a Adam Karpiński chciał, aby przyszło ono na świat na szczycie Mont Blanc. W kwietniu 1927 r. pogoda nie sprzyjała karkołomnej wyprawie, więc ostatecznie zeszli na włoską stronę Alp, a ich syn Jacek przyszedł na świat w Turynie. Kiedy wybuchła druga wojna światowa, skończył dopiero szóstą klasę, ale podczas oblężenia Warszawy był łącznikiem obrony przeciwlotniczej w Śródmieściu Południowym, a niedługo później, już pod niemiecką okupacją, zorganizował we własnej piwnicy strzelnicę i magazyn broni.
Łódź podwodna i przewidywanie pogody
„Wielkie wrażenie zrobiła na mnie jego opowieść o tym, jak w dzieciństwie grał ze swoim bratem Markiem w szachy i bitwę morską. Swoje wojny toczyli długimi godzinami. Niestrudzenie zbijali piony i hetmanów, zatapiali okręty, aż bezkrwawe potyczki dowiodły ostatecznie, który z nich jest lepszym strategiem. Ale grali inaczej niż większość ludzi. Bez plansz i kartek papieru; tylko w pamięci. Bitwy przewalały się w ich głowach. W myśli przesuwali pionki, zbijali figury i szachowali króla. Może dzięki temu Jacek wyćwiczył specyficzny rodzaj myślenia” – pisze Piotr Lipiński, autor biografii i filmu o Jacku Karpińskim.
Tuż po wojnie budował w szopie na uboczu łódź podwodną, żeby spłynąć Wisłą do morza i uciec z Polski, jednak wkrótce postanowił zostać w kraju i zrezygnować z planowanej operacji. Niedługo później zrealizował swój pierwszy poważny projekt – AAH, czyli maszynę do przewidywania pogody. Cztery lata później, w 1959 r., ukończył konstrukcję AKAT-1, pierwszego na świecie komputera analogowego – tranzystorowego analizatora równań różniczkowych, który znacznie wyprzedzał swoją epokę zarówno pod względem możliwości operacyjnych, jak i „kosmicznego” wyglądu.
„W historii rodzimego wzornictwa przemysłowego niewiele było przedmiotów, których projekt i wykonanie tak bardzo wyprzedziłyby obowiązujące wówczas mody i zasady. Niewiele jest również takich, które mimo upływu lat, nadal pobudzają wyobraźnię i stanowią obiekt gorącego pożądania” – pisze o AKAT-1 Paweł Giergoń. Jak podkreśla Dariusz Grałka, była to pierwsza tego typu konstrukcja na świecie.
Komputeryzacja Polski
Jacek Karpiński reprezentował Polskę w konkursie młodych konstruktorów UNESCO i znalazł się w szóstce zwycięzców wyłonionej z 200 uczestników, co pozwoliło mu pojechać do Stanów Zjednoczonych. Zachwycił się amerykańskimi laboratoriami i uniwersytetami, jednak odrzucił m.in. bardzo korzystną propozycję posady prezesa Rady Nadzorczej Banku Rozwoju Nowych Dziedzin Techniki z roczną pensją w wysokości 100 tys. dolarów i wrócił do Polski.
„Za granicą generacje komputerów zmieniały się jak w kalejdoskopie, my wciąż staliśmy w miejscu. (…) Jeden tylko człowiek nie czekał. Gdy pojawiły się minikomputery, inż. Karpiński dobrze zrozumiał, jaką są szansą dla krajów opóźnionych w komputeryzacji. Chwycił się więc kurczowo tej idei i parł do przodu, nie bacząc na przeszkody” – wskazywał w 1971 r. Grzegorz Biały na łamach „Tygodnika Ilustrowanego Przyjaźń”.
Wkrótce Jacek Karpiński skonstruował drugi na świecie perceptron, samouczącą się maszynę, wyposażoną w kamerę i będącą w stanie rozpoznawać kształty i przedmioty, a niedługo potem kolejny komputer pod nazwą KAR-65, który miał służyć do skanowania i analizowania zdjęć elektronów i neutronów. Projekt, wraz ze skanerem, zrealizował na zamówienie instytutu fizyki na Hożej w Warszawie.
Charakter konfliktowego indywidualisty i nieumiejętność przystosowania się do przyjętego w PRL sposobu pracy przysporzyły Karpińskiemu wrogów wśród dygnitarzy partyjnych, natomiast coraz większe sukcesy zawodowe – w środowisku konstruktorów komputerowych, z wrocławskimi zakładami Elwro na czele. Ówczesny wrocławski komputer Odra zajmował cały pokój i potrzebował osobnego pomieszczenia do wentylacji – KAR-65, komputer Jacka Karpińskiego, był mniejszy i sprawniejszy.
„Maszyna wpada w trans, słyszymy serie rytmów o muzycznym niemal brzmieniu, jakby sam Joe Morello wybijał je szczoteczkami na perkusji; do taktu migają światełka pulpitu. Ma się wrażenie, że maszyna tańczy rumbę i pogwizduje sobie dla dodania animuszu” – tak opisywano KAR-65 w „Trybunie Robotniczej”.
Jako prototyp KAR-65 nie stanowił konkurencji dla przemysłowo produkowanych maszyn z zakładów Elwro, jednak kolejny komputer Karpińskiego – K-202, posiadający rozmiary walizki i przeznaczony do produkcji przemysłowej, działający szybciej niż niektóre komputery jeszcze 10 lat później, był potężnym zagrożeniem.
Cenzura K-202
„Przedstawiciele wrocławskich zakładów Elwro, produkujących Odrę, poczuli się zagrożeni w swoim monopolu. Śmieszy i martwi jedynie, kiedy z ust wrocławskiego fachowca pada stwierdzenie, że K-202 jest dla nas… za nowoczesny. To nie K-202 jest dla nas za nowoczesny, tylko struktury, w których mógłby być u nas zastosowany – zbyt przestarzałe” – podkreślał w 1971 r. Henryk Boruciński.
Produkcja komputera K-202 ruszyła jedynie w warunkach laboratoryjnych i ze wsparciem brytyjskich firm DataLoop i MB Metals. Jacek Karpiński z zespołem skonstruował 30 egzemplarzy, z czego 15 zgodnie z umową trafiło do Wielkiej Brytanii, a kolejnych 15 rozeszło się po polskich urzędach i zakładach państwowych (jeden trafił w ręce prywatne). W roku 1971 na wystawie komputerów Olimpia w Londynie K-202 wskazano jako maszynę ze ścisłej światowej czołówki, z którą mogły konkurować jedynie amerykańskie maszyny PDP.
Wkrótce współpraca z brytyjskimi firmami została jednak zerwana wskutek interwencji służb PRL, oferty m.in. z Francji i Szwecji zostały odrzucone, natomiast Jacek Karpiński został wyrzucony z Instytutu Maszyn Matematycznych w Warszawie z wilczym biletem. W ramach protestu wyjechał na Warmię, gdzie wynajął gospodarstwo i zajął się hodowlą kur i świń. „Jacek Karpiński, zmuszony do porzucenia swojej pasji, nie tyle naprawdę hodował trzodę, ile protestował. Jego praca na wsi to była demonstracja: patrzcie, co dziś muszą robić w Polsce komputerowcy” – wskazuje Piotr Lipiński w swojej książce na temat Karpińskiego „Geniusz i świnie”.
Cenzura objęła jego imię i nazwisko oraz nazwę jego największego dzieła – komputera K-202. Piotr Lipiński pisze, że po opublikowaniu w Polskiej Kronice Filmowej w 1981 r. krótkiego reportażu o genialnym konstruktorze komputerów hodującym świnie pod Olsztynem na koncertach zespołu Perfect zamiast „Elektronik kradnie w Tewie” ludzie śpiewali „Elektronik grzebie w chlewie”. Oryginalny tekst piosenki „Ale w koło jest wesoło” Perfectu opowiadał o elektronikach pracujących w państwowej Fabryce Półprzewodników Tewa, którzy jeśli chcieli dorobić na boku do biednej pensji, sprzedawali kradzione z zakładu części na czarnym rynku lub montowali z nich samodzielnie w domu różne urządzenia.
Czytnik dokumentów
Wkrótce Karpiński przyjął zaproszenie prowadzącego działalność w Szwajcarii Stefana Kudelskiego, wynalazcy i konstruktora światowej klasy magnetofonów, jednak pomimo wzajemnej sympatii współpraca nie ułożyła się najlepiej. Jacek Karpiński wrócił do Polski w latach 90. z projektem pen readera – czytnika kształtem przypominającego długopis, kopiującego tekst ze źródeł papierowych bezpośrednio do edytorów tekstu, co oszczędzało żmudnego przepisywania i mogło znaleźć szerokie zastosowanie w wielu dziedzinach i pracy zawodowej rozmaitych profesji.
„Ówczesne skanery pozwalały z reguły wciągnąć do komputera stronę tekstu jako grafikę, tak jakbyśmy zrobili zdjęcie. Nie umiały jednak przekształcić go na litery. Dopiero oprogramowanie OCR pozwoliło na odczytanie i szybkie zaimportowanie do programu piszącego takiego jak Word. Urządzenie zaprojektował jeszcze w Szwajcarii. Przygotował je na zamówienie księgowego, który narzekał, że musi mnóstwo danych przepisywać ręcznie do komputera” – pisze Piotr Lipiński w swojej książce.
Tym razem jednak na drodze do sukcesu stanął bank, który nie wypłacił znacznej części kredytu zaciągniętego na maszyny produkcyjne, żądając kolejnych zabezpieczeń. Karpiński zaprojektował jeszcze nowoczesną kasę fiskalną, ale i w ten sposób nie udało mu się zapobiec problemom finansowym. Kasa ta była w swoim czasie najmniejszą i najbardziej uniwersalną kasą fiskalną w Polsce.
Na emeryturze Jacek Karpiński dorabiał sobie, projektując witryny internetowe. Zmarł w 2010 r. Swoje niepowodzenia, jak pisze Lipiński, inżynier podsumowywał w pewnej rozmowie z dziennikarzem tak: „Z biznesem jest trochę jak z konstruowaniem maszyn, trzeba usiąść, wymyślić, a potem wszystko dobrze policzyć. Problem w tym, że biznes to ludzie, a lojalności i uczciwości nie da się zaprojektować”.