Felietony
Jaka jest pierwsza myśl w twojej głowie, gdy zaczynasz robić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłeś?
Martyna Pacholak
1.11.2021
Ilustracja: Aleksandra Ołdak
Gdy pojawiałam się wśród nieznanych mi ludzi i czułam się niekomfortowo, bo nie potrafiłam poprowadzić z nikim dłuższej rozmowy, słyszałam, że to moja wina. Nie byłam wystarczająco interesująca. Może gdybym była bardziej przebojowa, stałabym się zauważalna. Gdy zaczęłam chodzić na zajęcia z pianina, gdy myliły mi się nuty i przez długie godziny nie umiałam zagrać piosenki w odpowiednim rytmie, słyszałam, że się nie nadaję. Może gdybym rozpoczęła naukę jako dziecko, a nie jako dziewiętnastoletnia dziewczyna, radziłabym sobie lepiej. Gdy na zajęcia z dziennikarstwa napisałam swój pierwszy tekst i wrócił do połowy pokreślony czerwonym długopisem, usłyszałam, że za mało się przyłożyłam. Może gdybym wybrała ciekawszy temat albo inaczej dobrała słowa, profesor doceniłby moją pracę.
Osoba, która mówiła mi te wszystkie rzeczy, z pewnością nie była moim przyjacielem. Myślę nawet, że mogła mnie nie lubić. I pewnie nie powinnam była przejmować się jej zdaniem. Pewnie najlepszym rozwiązaniem byłoby odwrócenie się do niej plecami i niezamienienie z nią już nigdy więcej ani jednego słowa. Problem w tym, że nie mogłam tego zrobić, bo tą osobą byłam ja sama.
Jaka jest pierwsza myśl w twojej głowie, gdy zaczynasz robić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłeś? U mnie tą myślą zazwyczaj było: „Nie dasz sobie rady”. W pewnym momencie zaczęło to powodować ogromną frustrację. Ciągły lęk i obawa, czy jest się wystarczająco dobrym. Ten przesadny perfekcjonizm, który nie pozwalał na popełnienie najmniejszego błędu, nawet na etapie nauki. To poczucie winy i porażki, gdy coś poszło nie tak, jak miało. Ta nierzadko zbyt duża ambicja, która zamieniała przyjemność w przykry obowiązek. Ta nieustanna próba przypodobania się wszystkim ludziom, tak jakby od tego miało zależeć całe moje życie. Ten brak wiary w siebie, który niejednokrotnie powstrzymywał przed zrobieniem pierwszego kroku. Ten strach, który podpowiadał, że nie warto, a potem to ogromne poczucie żalu, że się nie spróbowało, kiedy był na to czas. No i na koniec chęć zmiany, a potem popełnianie tych wszystkich błędów od nowa.
Zawsze stawiałam się w niekomfortowych sytuacjach. Spędzałam czas z ludźmi, z którymi nie chciałam go spędzać, robiłam rzeczy, na które nie miałam ochoty, bałam się popełnić błąd, zanim w ogóle zaczęłam wykonywać jakieś zadanie i biczowałam się w myślach, że nie znam się na czymś, co tak naprawdę wcale mnie nie interesowało. A potem zrozumiałam, że nie trzeba się zmuszać do udawania kogoś innego tylko po to, by ludzie mnie polubili. Są takie osoby, z którymi poczuję więź od pierwszego słowa, ale są też takie, z którymi pożegnam się po dwóch wymienionych zdaniach. I to wcale nie oznacza, że nie jestem wystarczająco interesująca i że powinnam dać z siebie więcej.
Okazało się, że nie zawsze muszę pamiętać nuty i trzymać się rytmu, żeby móc grać na pianinie. Ważne jest to, co czuję, gdy siedzę przy klawiszach, i że sprawia mi to przyjemność. Okazało się, że mam wybór i nie muszę się na wszystko zgadzać, żeby zadowolić ludzi wokół. Okazało się też, że nie wszystko muszę i nie wszystko chcę wiedzieć, a mój brak wiedzy na różne tematy nie oznacza, że jestem głupsza i gorsza od osób, które tę wiedzę mają.
Na koniec to, co najważniejsze… Nauczyłam się, że nie muszę na siłę szukać swojego miejsca tam, gdzie nie czuję się dobrze. Czasami każdy z nas jest zagubionym puzzlem, który trafił nie do tej układanki, do której powinien. Sztuką jednak nie jest dopasowanie się i znalezienie w niej swojego miejsca, lecz wyjście z pudełka po to, by odnaleźć puzzle, które idealnie do nas pasują.