CUKROGOŚĆ W DOM, CUKIER Z SZAFY

My, Polacy, jesteśmy tacy gościnni, że mamy na to przysłowie: gość w dom, Bóg w dom. Wiadomo też, że za dużo było wojen, biedy i wizyta sąsiedzka nie jest już zawsze mile widziana. Niektórzy mówią więc: gość w dom, cukier do szafy. A co dopiero powiedzieć na wizytę cukrogościa?

Gołęboki błękit nad warszawskim niebem

Mają czerwone oczy raptorów, ale nie biegają jak raptory. Człapią niefrasobliwie, kołysząc się na boki i tłoczą się pod szklanymi domami w centrum Warszawy, wyrywając sobie z dziobów resztki kanapek pracowników okolicznych korporacji. Zamiast szczelin w skałach, budują gniazda pod parapetami i w załomach budynków.

Garbaty z Arabii, złoty z Pilzna

„I’d walk a mile for a camel” – mówi bohater amerykańskiej reklamy papierosów z lat sześćdziesiątych. Jednocześnie stawia na pierwszym planie paczkę z rysunkiem wielbłąda i nonszalancko wywala na stół buciory z wytartymi podeszwami. Wielbłąd podarowany Czechom przez króla Władysława Jagiełłę mógłby powiedzieć: „Přešel bych půlku Evropy, abych mohl být na erbu”. A wielbłąd Maniek z warszawskiego zoo dodałby jedynie: „Przeszedłbym cały wybieg w tę i we w tę”.

Pasiaki w pasiekach

Pszczoły zapylają tak, że mucha nie siada. W Krakowie jest przedszkole Pracowite Pszczółki, widziałem też grę zręcznościową pod tym tytułem, a w piosence dla dzieci słyszałem, że wycierają czułki. DreamWorks wypuścił w 2007 roku „Bee Movie” o pracowitej pszczółce z korporacji Honex, która toczy batalię sądową przeciwko ludzkości, zarzucając człowiekowi wyzysk swojego gatunku. Po tym, czego dowiedziałem się zbierając materiały do tego felietonu, chciałbym puścić ten film na wielkim ekranie w kalifornijskich sadach migdałowych. I to koniecznie w marcu, bo wtedy kwitną migdałowce, a z całej Ameryki Północnej zwozi się tam ciężarówkami około 30 miliardów pszczół, żeby zapylały. Około 30 miliardów pszczoły miodnej – jednego z gatunków pszczół, których w Polsce jest prawie 500. Znaczna większość to gatunki dzikie, które nie mieszkają w ulach. A ule rosną w Warszawie jak grzyby po deszczu. Czy to dobrze? Średnio. A dlaczego? Odpowiedź poniżej.

Kod DRNA

„Srbia!” – krzyczą serbscy piłkarze ręczni przed wejściem na boisko. Zawsze mi się to podobało. A gdyby żoliborzanie przed meczem frisbee na Stadionie RKS Marymont krzyczeli: „Drna!”, byłoby to równie wspaniałe. Drna to zaginiona warszawska rzeka, o której można się dowiedzieć na wystawie „Niech płyną! Inne rzeki Warszawy” w Muzeum Woli. Niektórzy nazywają Drną smętny kanalik w parku Fosa i Stoki Cytadeli w Warszawie, a fachowcy rozkładają ręce i wnosząc błagalne spojrzenia w błękitne niebo nad Żoliborzem, pytają: „Ile Drny jest w Drnie?”. Padają propozycje przywrócenia rzeki, a tymczasem nad kanalikiem obok Cytadeli przyroda kwitnie.

Wampir w chitynowym fraku

Budzą się w nocy i ssą ludzką krew. Ukrywają się przed światłem w ciągu dnia, a tam, gdzie osiądą, roznosi się zapach gnijących malin. Jak mówi ludowa mądrość, lepiej niż czosnek odstraszają je goździkowe kołki. Nie żyją w trumnach, ale w ludzkich łóżkach. Pluskwy są określane jako najdoskonalsze miejskie pasożyty i nie jest to rodzaj doskonałości wzbudzającej człowieczy entuzjazm.

Wędrujący żubr Podrywacz

Czy w Warszawie można zobaczyć żubra? Średnio. Dlatego zapraszam na krótką bajkę o trzech braciach: żubrze wypchanym, żubrze żeliwnym i żubrze Podrywaczu. Dzięki temu ostatniemu dorasta już następne pokolenie żubrzych braci, o których będą pisać kolejne bajki.

Ernest Malinowski. Peruwiański bohater narodowy, który zbudował najwyższą kolej świata

Dla zabicia czasu w autobusie grywam nieraz w grę nazywaną „P”, w której używa się wyłącznie słów rozpoczynających się od tej litery. Być może Ernest Malinowski też w nią grał, kiedy płynął z Francji do Ameryki Południowej. Polska zniknęła z mapy świata, a los pokierował go do drugiej ojczyzny na literę „p”, czyli Peru. Rząd peruwiański ogłosił go bohaterem narodowym za obronę przed hiszpańską flotą, a kilka lat później jego wysiłkiem powstała najwyżej położona wówczas linia kolejowa na świecie.